Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy marathonrider.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Trening outdoor

Dystans całkowity:14295.34 km (w terenie 171.00 km; 1.20%)
Czas w ruchu:545:42
Średnia prędkość:26.20 km/h
Maksymalna prędkość:72.97 km/h
Maks. tętno maksymalne:194 (97 %)
Maks. tętno średnie:172 (86 %)
Liczba aktywności:183
Średnio na aktywność:78.12 km i 2h 58m
Więcej statystyk
  • DST 155.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 32.63km/h
  • HRmax 185 ( 91%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bardzo udana inauguracja :)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 4

Na starcie pojawiło się bez mała 30osób, w tym wiele osób, których nie widziałem bez mała od października. Bardzo miło było ich zobaczyć, a przy okazji zobaczyć tylu ludzi, którzy cieszą się z jazdy po naszych dolnośląskich szosach.

Po małej i szybkiej reprymendzie od chłopaków. Dostałem bardzo ważne zadanie na pierwsze 80kilometrów. Mianowicie miałem jechać w środku peletonu nie wychodząc na czoło :D. Udało mi się kilka razy złamać zasadę i to z jedną czy drugą osobą chwilę poprowadziłem pociąg. Muszę przyznać, że był dzisiaj czas pooglądać widoki chociaż nawet jadąc w tak luźnej atmosferze dość mocno koncentrowałem się na jeździe. Ciężko się ze mną rozmawia :). Bardzo mocno się koncentruję na jeździe.

Pierwszą poważniejszą zmianę dałem w środzie śląskiej, gdzie puls skutecznie podbijał mi Marcin. Zaraz za zakrętem za Lubiąż pomarudziłem szefowi całego zamieszania i wyprosiłem postój na małe "pisie pisie" ;). Zaraz po zmianie dłuższa zmiana z Artur i nie ukrywam, że mocno mi ona napsuła krwi. Pierwszy raz dzisiaj musiałem powalczyć z mocnym momentami ciut szarpanym tempem i chwilę czasu zajęło mi zaadaptowania się do coraz regularniejszego tempa. Po zmianie uciekłem na koniec, a Karol pociągnął tempówkowym tempem dobre 15km do Wołowa. Mocno się na tym fragmencie napracował, ale nie było innego chętnego, aby go zmienił i dał równie mocne tempo.
W Wołowie od początku zakładany bufet i bardzo dobrze, bo chcąc wypalić zalegający we mnie glikogen nie zjadłem z rana za dobrze, a w bidonie tylko woda :).
Najadłem się to i były siły, aby powalczyć na zmarszczkach, gdzie po drodze były dwie tablice ;). Do Obornik tempo zaczął rozkręcać Artur czym zachęcił mnie do popuszczenia wodzy fantazji. Mimo lekkiego zmęczenia po wczorajszym poprawiałem ile mogłem, a na kole niezmiennie Arek, Piotrek i Karol. Silne chłopaki. Trochę chytrze, ale na ostatnim szczycie zszedłem ze zmiany i wiedząc, że tylko ja wiem o tablicy :D skoczyłem przed nią ;P.
W Obronikach chwila luzu. Poczekaliśmy na chętnych na poprawkę i wio do przodu. Pierwszy podjazd z początku spokojnie, ale Piotrkowi było za wolno i znowu mnie podpuścił. Jakby psu kość rzucił i popędziłem ile sił w nogach. Przed drugim podjazdem zrobiłem małą ucieczkę, ale w połowie podjazdu brało trochę mocy i dogoniony przez chłopaków prowadzonych przez Krzyśka, który chwilę wcześniej do nas dołączył wdrapałem się na szczyt w asyście Krzyśka. Jako, że do Trzebnicy już był rzut beretem poleciałem ile sił w nogach robiąc na szczycie ostatniej zmarszczki Hrmax wycieczki ;).
Na zjeździe kolejna niespodzianka pojawia się Piotrek R. :). Ja ledwo widzę na oczy, a on pyta przed czym uciekam :D. Zjazd już luźno, bo i tak nie było do czego się spieszyć, do tego na dole rozkopana ulica nie zachęcała do rozpędzania się.
Trochę problemów logistycznych sprawiło, że oba Piotrki pojechały w kierunku Skarszyna, a my czekaliśmy dłuższą chwilę na kolejnych zwycięzców dzisiejszej wyprawy. Po chwili polecieliśmy na Skarszyn i Pasi, pod Col du Trzebnica już bez szaleństw. Spokojnym, ale solidnym tempem bez podciągania za Krzyśkiem, który chyba chciał się pościgać. Tak solidnym tempem dolecieliśmy do Skaszyna, gdzie Piotrek R. oświadczył nam, że jego imiennik zwany Cukrem przechytrzył nas wszystkich i wygrał cały etap bezapelacyjnie ;).
Do Pasi tempówkowym tempem, jeszcze dałęm ostatnią zmianę przed tablicą, ale nikt nie skoczył, za to ja się zatkałem, a chłopaki tylko przejechali obok mnie. Pogaduchy pod domem Krzyśka i uzbrojony czterolufowe działko powtarzalne stanąłem na straży trzymania przez wszystkich tempa rozjazdowego.
Jako, że obciągnąłem całą pozostało wodę pod domem Krzycha leciałem do domu o suchym pysku. Na szczęście było dzisiaj z wiatrem ;).

Wnioski, bo nawet po takiej jeździe jest ich wiele:
- pierwsza część przy zdumiewająco niskim tętnie. Nie zrobiłem lapa, ale do Wołowa musiało być coś ok ~125bpm :). Hravg z całości 136! :)
- maksa zrobiłem w zasadzie na samym końcu zabaw i po wbiciu 185bpm nie przydusiło mnie. Bardzo mnie to cieszy zarówno ze względu na to jak się czułem mimo zmęczenia jak i ze względu, że mogłem pojechać tak mocno, a później być wstanie jechać dalej ;).
- do Wołowa obciągnąłem jakieś pół litra wody, aby później przez 40ści mocniejszych kilometrów wypić ponad litr
- poprawiła mi się również ekonomiczność. Mimo, że gliko nie było odbudowane wystarczająco i w Wołowie nie było już zapasów, to szybki posiłek w którym dostarczyłem ok 600kcal wystarczył do niemal samego końca. Bardzo mnie to cieszy.
- leżę teraz i jestem wyrąbany na maxa, ale równie zadowolony jak zmęczony.

- jeden wniosek nie o mnie, a o Piotrku A. nie wiem naprawdę na czym on jeździ, jaki motorek ma w tym nowym treku i co mu sypią do zupy, ale musiałem się napoprawiać kilka razy, aby zrobić nad nim na hopach może ze 30sekund i to rzutem na taśmę na samym wykończeniu mocnego odcinka do Obornik, a jak chciałem go poprawić na zjeździe to się przeżegnałem jak mi zabrakło przełożeń na jego kole :D. Masakra! Jestem pod wielkim wrażeniem jak się zmienił od zeszłego roku. Sam jestem mocniejszy niż w kwietniu zeszłego roku, a on ciągle był za mną, obok mnie, przede mną :). Będzie komu robić za lokomotywę na Amber!
Jeszcze to chytre zwycięstwo etapowe na końcu. Taktyka również nienaganna.

Dzięki wszystkim za bardzo udany wypad. Wszystko dopisało, pogoda, droga i przede wszystkim towarzystwo!


Kategoria Trening outdoor


  • DST 106.50km
  • Czas 03:30
  • VAVG 30.43km/h
  • HRmax 183 ( 90%)
  • HRavg 153 ( 75%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wzgórza na początek wiosny

Sobota, 13 kwietnia 2013 · dodano: 13.04.2013 | Komentarze 3

Przyszła wiosna! Człowiek w końcu nie ubrany na cebulkę czuje się wolny :D. Tak świeżość w głowie coś wspaniałego.
Plan na dzisiaj trening ok 3:15-3:30h z czego ok 2-2:30h zabaw z wyraźną intensywnością. Udało się zebrać dzisiaj pokaźną grupę. Super, że chłopaki z teamu wyprowadzili rowery na spacer.
Pierwszy postój za godzieszową guma i w oczekiwaniu 4 powtórzenia pod Skarszyn. Pierwsze zdecydowanie najmocniejsze, pozostałem mocno i równo bez szaleństw.
Później uciekamy w kierunku Ludgierzowic i dwa mocne podjazdy w międzyczasie trochę podzieliły grupę. Wracając w kierunku Zawonii chcieliśmy zabrać chłopaków, ale jak się okazało polecieli na Oleśnicę. W międzyczasie chwila odpoczynku Takie pitu-pitu jak to mówi Krzysiek i równo oraz intensywnie pod Cerekwice. Końcówka podjazdu jak i dwa następujące po niej garby już w tempie wyścigowym.
Piotrek próbował ze mną rozmawiać, ale ja coś nie mogłem się skupić na rozmowie. Z Trzebicy na Oborniki pod czołowy wiatr w mocnym tempie. Trochę nie mogłem rozgryźć systemu zmian i szkoda, bo jeszcze ze dwie mogłem dać. Kilka razy zapiekło. Chłopaki polecieli jeszcze zrobić pętelkę, ja uciekłem na Wrocław chcą zjechać na czas i uniknąć ewentualnego deszczu.
Na powrocie jeszcze 30minut tempówki do Wrocławia i rozjazd przez miasto. Jeden z tych rozjazdów pod wiatr kiedy gotujesz się jak planowo powinieneś jechać 20km/h i podciągasz choć odrobinę tempo.

Trening zaliczony w 99%. Mogłem jeszcze się pokazać ze 2-3 razy na czubie, ale nie mogę narzekać. Jest bardzo dobrze jak na początek sezonu.

Teraz muszę się skupić na przyzwyczajeniu organizmu do obcowania w 5 strefie, aby nie przyduszać się na poziomie 90%Hrmax i poprawić moją tolerancję na większe zakwaszenie.

Jutro w planie otwarcie sezonu. Ma być miło, towarzysko, w tlenie :).
Przynajmniej do Wołowa ;).


Kategoria Trening outdoor


  • DST 25.45km
  • Czas 01:00
  • VAVG 25.45km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Col du Jugów - tylko raz :(

Piątek, 12 kwietnia 2013 · dodano: 12.04.2013 | Komentarze 3

Miał być trening, miały być fajerwerki, miałem wyłączyć światło. Niestety piątek = późniejsze wyjście z pracy. Na dodatek w momencie dojeżdżania do Jersey zaczyna kropić.
Pierwszy podjazd, który miałem zrobić bez napinania wykonywałem w coraz większym deszczu, aby na szczycie zastać regularny deszcz. Podobnie jak dwa dni temu podczas zjazdu przypomina mi się Bormio. Brak czucia we wszystkich 21 członkach.
Docelowo pierwszy podjazd miał być być na granicy 3/4 strefy, drugi tempem wyścigowym, a w czwartym miałem wyłączyć światło. Skończyło się na 1 podjeździe, bo po zjeździe (gdzie już nawet na dole lało) miałem serdecznie dość.
Jugów podobnie jak srebrna i woliborska równie niebezpieczne na zjazdach, resztki śniegu, śliskie zakręty i mnóstwo piachu! Do tego brak czucia w palcach i nie było co ryzykować. Dzisiaj również mocno się wyziębiłem na zjeździe.
Patrząc na czas mogę być powiedzmy zadowolony. Jest potencjał
9,56km czas 27:40min przy Hravg 171 (84%). Uważam, że mogę powalczyć o złamanie 26ściu minut w tempie podjazdowym.
Dzisiaj byłem świeży, pod koniec wszedłem już w rytm. Jednym słowem zwarty i gotowy do treningu. Co zrobić gliko zostanie na jutro.

Garmin kompletnie nie radzi sobie na zasłoniętych podjazdach! Taka droga zabawka...


Kategoria Trening outdoor


  • DST 102.10km
  • Czas 03:15
  • VAVG 31.42km/h
  • HRmax 177 ( 87%)
  • HRavg 153 ( 75%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

E2 z akcentami

Środa, 10 kwietnia 2013 · dodano: 10.04.2013 | Komentarze 5

Korzystając z pierwszych cieplejszych dni zabrałem się do pracy z rowerem, aby zrobić mały rekonesans gór sowich.
Od samego startu obrałem jako cel Srebrną górę, chciałem tam przetestować jedną drogą pod interwały poleconą przez Piotrka. Naturalnie trzeba było najpierw się uporać z pierwszym kopnięciem w samej Srebrnej. Mając tylko 26 z tyłu lekko obawiałem się podjazdu, ale wgramoliłem się całkiem zgrabnie. W drogę, którą miałem odbić niestety nie pojechałem ze względu na śnieg... Początkowo chciałem zrobić tą drużkę 4-5 razy, ale co zrobić. Od razu zmieniłem swój cel na podjazd pod samą twierdzę, ale znowu szybka ocena i leżący śnieg. Do tego pod koniec podjazdu zaczęło kropić.
Mając w głowie to, że chcę zrobić trasę przez woliborską nie zważam na mżawkę, która na podjeździe na woliborską zmienia się w deszcz, a na zjeździe w ulewę. Ekstra! Zjeżdżałem jak do Bormio (kto był ten wie ;). Nie czułem palców u rąk, z braku ochraniaczy wyziębiłem stopy. O dziwo bluza radziła sobie całkiem dobrze i nie wyziębiłem tułowia. W momencie, w którym straciłem czucie w palcach w połączeniu z piachem i potokami na zjazdach można było zobaczyć w moich oczach jedynie strach, a na budziku między 20 a 40km/h xD.
Po wyjeździe z gór okazuje się, że tylko tam padało i całą pozostałą trasa do domu była sucha... Trochę wypocząłem w drodze do Dzierżoniowa. Dopóki miałem jeszcze paliwo (zapomniałem wziąć jedzenie na drogę) atakowałem każdą zmarszczkę, aby przyzwyczaić nogi do skoków.
Od Gancarska do Małuszowa poleciałem wytrzymałościo czasami zbliżając się do 3ciej strefy Niestety kąśliwy boczny wiatr mocno mnie spowolniał, a mokre ciuchy i przed wszystkim mokre stopy mocno obniżały zarówno morale, chęć do podciągania jak i tętno. Od Tyńca już rozjazdowo naturalnie wciąż pod nieprzyjemny boczny wiatr do tego zaczęło bardzo szybko się oziębiać.

Wnioski:
- jakbym miał oceniać formę tylko na podstawie tego wyjazdu to bym musiał stwierdzić, że postępów od zeszłego roku jest niewiele.
- tętno szczególnie na początku niskie. Wbicie tylko 177bpm pod srebrną to średnio motywujące osiągnięcie. Jak widać nie dałem z siebie za wiele. Dodatkowo, że w drugiej części podjazdu zacząłem trochę przepychać... nie to trenowałem przez zimę ;)
- brakuje podjazdów na początku sezonu przez co podjeżdża mi się bardzo topornie, nie ma rytmu, nogi nie pracują jak powinny, nie wykorzystuje posiadanej mocy należycie
- po przemoknięciu nie chciało mi się już w zasadzie jechać
- przy monotonnej jednoosobowej jeździe bardzo łatwo odpuszczam i jadę ząbek niżej niż mogę/powinienem
- muszę w końcu popracować nad wagą...


Kategoria Trening outdoor


  • DST 15.40km
  • Czas 00:33
  • VAVG 28.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · dodano: 07.04.2013 | Komentarze 0

Rozgrzewka + rozjazd spokojnie


Kategoria Trening outdoor


  • DST 76.60km
  • Czas 02:36
  • VAVG 29.46km/h
  • HRmax 174 ( 85%)
  • HRavg 144 ( 71%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wypad na wzgórza po połdniu

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · dodano: 07.04.2013 | Komentarze 0

Po płaskim w 1/2 strefie spokojnie. Podjazdy już mocniej 3->4 strefy. Puls raczej przekłamuje (zaniża) po porannym wyścigu Chociaż nie ukrywam, że mocno pójść nie miałem z czego.
Na koniec mięciutko rozjazd od Pasi.

Ten wypad dał mi w kość. Taki był jego cel. Cieszę się, że natrafiła się taka okoliczność. Sam bym nie pojechał pewnie, a tak wymaksowana niedziela.
Jutro zasłużony rest day.


Kategoria Trening outdoor


  • DST 58.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 31.64km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wszystko mi opadło

Sobota, 30 marca 2013 · dodano: 30.03.2013 | Komentarze 5

Trening do dupy.

Czwarty raz w tym roku na szytkach i trzecia rozcięta. Po kolei:
- nowa TUFO S3 LITE 21
- niemal nowa VITTORIA Szytka Corsa EVO CX 23
- i dzisiaj na dobitkę psychiki nowa Veloflex Extreme 22

NIE WIEM JAKIE JEST PRAWDOPODOBIEŃSTWO, ale mam już tylko chęć na sprzedanie tego wszystkiego w pizdu, kupienie przyczepki rowerowej i przerzucenia się na turystykę.
Już chyba nie chodzi o kasę, a nie o nią również chodzi. MASAKRA! Cały zeszły rok jedno rozcięcie, a tu 4 słownie CZTERY wyjazdy.
Jak powiem, że jestem załamany to nie skłamię.
Półtorej godziny na dworcu i ponad godzinę w pociągu...

Wszystkim wesołych :). Mam nadzieję, że przynajmniej przyciągnąłem od Was wszystkie klęski świata.

Ps. Idę zrywać, czyścić, kleić...


Kategoria Trening outdoor


  • DST 72.60km
  • Czas 02:30
  • VAVG 29.04km/h
  • HRmax 179 ( 89%)
  • HRavg 150 ( 74%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szybki wypad na północ

Piątek, 29 marca 2013 · dodano: 29.03.2013 | Komentarze 0

Za namową Piotrka zamiast się zamulać przed telewizorem wyrwałem się na kilka testowych kilometrów. Eastony sprawują się dobrze. W końcu wróciłem do speedplay i w porównaniu do Time'ów, a nie nie ma czego porównywać. Dzisiaj też zdecydowałem się ubrać zdecydowanie lżej i była to dobra decyzja.
Sama trasa bez większych zaskoczeń. Sporo jazdy z bocznym wiatrem, podjazdy raczej bez akcentów. 2-3 razy przetestowałem nogę i wyszło całkiem dobrze.
Po porannej zabawie czułem lekkie zmęczenie.
Najmocniejszy odcinek to powrót od Skarszyna niemal do domu, gdzie zaczęło mi się spieszyć do domu ze względu na zapadający zmrok, a kąśliwy wiatr wcale nie pomagał. Wyszła z tego jazda w okolicach granicy strefy 2 i 3.


Kategoria Trening outdoor


  • DST 144.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 30.86km/h
  • HRmax 186 ( 91%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

E2 E2 M4 E2/M1 E2

Niedziela, 24 marca 2013 · dodano: 24.03.2013 | Komentarze 0

Od rana walczyłem z sobą i rozdarty między treningiem w piwnicy i marznięciem na dworze nie potrafiłem wybrać. W końcu padło na trening na dworze. Wybór jedyny słuszny, ale musiałem się do tego przekonywać :).

Do Pasikurowic wytrzymałościowo chociaż momentami pod wiatr z uwagi na opóźniony start musiałem kilka razy podciągnąć tętno do 3 strefy. Wyszła z tego bardzo fajna rozgrzewka.

Na miejscu zbiórki ok 15osób. W tym wszyscy, na których liczyłem. Obawiałem się, że od początku pójdzie gaz i będzie trzeba wybierać między wytrzymałością indywidualnie, a jazdą w grupie. Okazało się, że dzisiaj wszyscy przynajmniej w pierwszej części treningu mieli w planie zrobienie wytrzymałości dzięki czemu w drodze do Milicza przez Trzebnicę i Sułów wszystko szło zgodnie z planem.
Po nawrocie tempo mocno skoczyło. Z początku nie chciałem za bardzo kręcić się w czubie, bo chciałem zobaczyć jak zareaguje organizm. Nie było łatwo, ale nie zakwaszałem się nadmiernie. Przez co w drugiej części przesunąłem się bardziej do przodu i kręciłem się w okolicy 2-4 miejsca Coś poprowadziłem, ale to były tylko akcenty. Wyszło w tej części kilka tempówek, kilka skoków, nieśmiałe zaciągi. Widać chłopaki są mocne.
W Trzebnicy odbijamy na Zawonię i przed Ludgierzowicami na wykończeniu podjazdu dzielimy się na dwie grupki, które zjechały się przed samą Zawonią. W momencie kiedy doszliśmy chłopaków z przodu. Oderwałem się od grupy i już spokojniej swoim tempem zacząłem przemieszczać się do domu.
Niestety wyczerpała się chwilę wcześniej bateria w garminie... ale do Pasi jechałem jeszcze w 3 strefie, od starałem się jechać równo bez podciągania na granicy drugiej i trzeciej strefy.
W mieście już spokojniej, ale kąśliwy wiatr podbijał mi tętno. Mimo niższej intensywności na pewno walczyłem raczej w drugiej strefie.

Dzisiaj z jednej strony nie było takiego ognia jak ostatnio, ale i też ja czułem się lepiej. Jednak jednym jest jazda w grupie, a drugim prowadzenie grupy. Trochę brakuje, aby zrobić kilka wartościowych zmian na czubie :). Mamy koniec marca jestem dobry myśli. Teraz trzeba mądrze pojeździć, aby nie zagotować organizmu i walczyć ze zmęczeniem jak w ostatnim roku :(.




i mapka od Pasi:


Ps. Podłapałem czyjś pomiar mocy i rytmu. To niestety nie moje ;).
Ps2. Waga rano 77,7kg, ale chyba nie dojadłem wczoraj, bo źle spałem, obudziłem się głodnawy i zmęczony :(. W zasadzie tyle samo ważyłem po treningu.


Kategoria Trening outdoor


  • DST 163.50km
  • Czas 05:15
  • VAVG 31.14km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

E2 + wyścig + dogorywka + E1/2

Niedziela, 17 marca 2013 · dodano: 17.03.2013 | Komentarze 2

W tytule to tak na szybko. Rano nie mogłem usiedzieć na tyłku i o 9:00 poleciałem na rower. Mając w głowie trening o 11stej postanowiłem pojechać wytrzymałość w kierunku Oleśnicy tak, aby na start stawić się wmiarę wypoczętym. Noga niestety kręciła co zaowocowało wyższą niż zakładałem intensywnością. Wyszła z tego zabawa w 2 strefie z kilkoma akcentami w trzeciej. Już bez zbędnego podkręcania pod wiatr i na podjazdach, które same w sobie robiły swoje.
Wyszła z tej zabawy całkiem fajna zabawa.
51,5km 1h43m Hravg 161 (79%) Hrmax 178 (87%) jednym słowem zacnie.



Druga część zabawy była tym czego do końca się nie spodziewałem. Tempo długimi okresami wyścigowe. Tylko momentami chłopaki odpuszczali w drodze do Krośnic trochę sobie pofolgowałem i starałem się jechać w okolicach czuba, a zaciąg pod górkę w Krośnicach opłaciłem Hrmaxem i odpuszczeniem koła na ostatnich metrach, gdybym wiedział, że później będzie siku i sklep to bym się z chłopakami wgramolił W przerwie tętno nie bardzo chciało zejść poniżej 140-145bpm. Już byłem nieźle zakwaszony, a po starcie poczułem, że jestem na granicy łapania skurczy. SUPER!
Na powrocie z początku chłopaki się rozkręcali, a ja postanowiłem raczej pomaruderować z tyłu. W pewnym momencie poszedł ogień i już nie było fajnie :D.
Poszły dwa "bloki" na chwilę przerwane luźnym tempem. Pod koniec mojej obecności w peletoniku niestety wyczerpałą się bateria Realnie jechałem jeszcze ca 4 minuty czyli dobiłem z chłopakami do 80km i w zasadzie nie do końca wiem czemu puściłem koło W głowie wykluł mi się pomysł z rozjazdem i powrotem pociągiem. Z tym rozjazdem to nie był dobry pomysł (o czym później), a na dodatek aby było śmieszniej chłopaki odpuścili 2 może 3 km dalej i maruderując dojechałem do nich. Zacnie jak na początek sezonu. Takie wiosenne przepalenie.

80km 2h18m Hravg 170(83%) Hrmax 186 (91%)

Jak widać nie było piekła, ale mi jak na początek sezonu i te 91% dały w kość. W pierwszej części skoki tętna na zmianach i ostatni na zaciągu na podjeździe.
W drugiej na mocniejszych podjazdach i przy jeździe na rantach Tu już nie prowadziłem.



Po odpuszczeniu koła (dziwnym sposobem w tym samym momencie puściły koło jeszcze 2 osoby?). Może rzeczywiście byłą tutaj jakaś kulminacja.
Tempo spadło strasznie, ale podejrzewam po reakcji organizmu, że przez to, że było pod wiatr tętno szalało gdzieś w granicy 170bpm +-3uderzenia. Głupie było to, że jak doszedłem chłopaków to postanowiłem jechać swoim tempem, a nie ciut mocniejszym ich. Zmęczenie byłoby pewnie porównywalne, a w nagrodę nieźle nawojowałem się z wiatrem. Wszytko przez to, że bałem się skurczy, które i tak mnie nie ominęły.
Te 7 kilometrów "rozjazdu" jechałem podejrzewam dobre 20minut. W trakcie dołączył do mnie Arek również nieźle umordowany i zachęcony powrotem pociągiem, a nie zakwaszaniem się pod wiatr do Wrocławia.
Niestety pociąg uciekł, a kolejny dopiero za 1,5h. Co pozostało robić. Jednak pozostało. Arek zaoferował pomoc transportową w postaci swojej uroczej partnerki (przepraszam jeżeli pomylę, ale tlenu do głowy za wiele nie dochodziło) Adrianny :). Był mały haczyk polecieliśmy na spotkanie w kierunku Wrocławia obierając azymut na Pasikurowice.

Na stacji kolejowej złapały mnie takie skurcze, że szok Oba dwugłowe i lewy czworogłowy. Coś pięknego. Pierwszy raz w tym roku. Wniosek prosty
Adrianna na tyle dała nam czasu na rozjazd, że udało nam się zrobić wszystkie podjazdy aż do skarszyna. Tempo na prawdę spokojnie i nawet udało mi się dojść do siebie.
Organizm się odkwasił w dużym stopniu. Objawy skurczowe zniknęły, a tętno zdecydowanie obniżyło się :). Nawet przez drobny moment pomyślałem, że możnaby popedałować do domu Głupi byłem :D.

Po zapakowaniu się do auta prawie usnąłem od nadmiaru cukry z napoju, który kupiłem w sklepie oraz ciepła jakie panowało w aucie Coś pięknego :)
11km 26minut Tętno na tym odcinku oceniam na 150-160. Było naprawdę relaksacyjne.

Wyrzuciłem się na psiaku, gdzie pożegnałem sprawców całego zamieszania i korzystając z azymutu poleciałem do domu. Tempo powiedzmy żwawe. Nie był to klasyczny rozjazd (tętno uważam 145-160), ale trochę mi się spieszyło.
14km 28minut

Nazbierało się tego...: 163,5km w czasie ca 5h15minut :)

I tak oto wpadłem do domu ok. 15:30 :).

Wnioski później jak je wymyślę.

Ps. Przepraszam za brak zdjęć, ale czasu nie było aparatu wyciągnąć ;).


Kategoria Trening outdoor