Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy marathonrider.bikestats.pl
  • DST 155.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 32.63km/h
  • HRmax 185 ( 91%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bardzo udana inauguracja :)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 4

Na starcie pojawiło się bez mała 30osób, w tym wiele osób, których nie widziałem bez mała od października. Bardzo miło było ich zobaczyć, a przy okazji zobaczyć tylu ludzi, którzy cieszą się z jazdy po naszych dolnośląskich szosach.

Po małej i szybkiej reprymendzie od chłopaków. Dostałem bardzo ważne zadanie na pierwsze 80kilometrów. Mianowicie miałem jechać w środku peletonu nie wychodząc na czoło :D. Udało mi się kilka razy złamać zasadę i to z jedną czy drugą osobą chwilę poprowadziłem pociąg. Muszę przyznać, że był dzisiaj czas pooglądać widoki chociaż nawet jadąc w tak luźnej atmosferze dość mocno koncentrowałem się na jeździe. Ciężko się ze mną rozmawia :). Bardzo mocno się koncentruję na jeździe.

Pierwszą poważniejszą zmianę dałem w środzie śląskiej, gdzie puls skutecznie podbijał mi Marcin. Zaraz za zakrętem za Lubiąż pomarudziłem szefowi całego zamieszania i wyprosiłem postój na małe "pisie pisie" ;). Zaraz po zmianie dłuższa zmiana z Artur i nie ukrywam, że mocno mi ona napsuła krwi. Pierwszy raz dzisiaj musiałem powalczyć z mocnym momentami ciut szarpanym tempem i chwilę czasu zajęło mi zaadaptowania się do coraz regularniejszego tempa. Po zmianie uciekłem na koniec, a Karol pociągnął tempówkowym tempem dobre 15km do Wołowa. Mocno się na tym fragmencie napracował, ale nie było innego chętnego, aby go zmienił i dał równie mocne tempo.
W Wołowie od początku zakładany bufet i bardzo dobrze, bo chcąc wypalić zalegający we mnie glikogen nie zjadłem z rana za dobrze, a w bidonie tylko woda :).
Najadłem się to i były siły, aby powalczyć na zmarszczkach, gdzie po drodze były dwie tablice ;). Do Obornik tempo zaczął rozkręcać Artur czym zachęcił mnie do popuszczenia wodzy fantazji. Mimo lekkiego zmęczenia po wczorajszym poprawiałem ile mogłem, a na kole niezmiennie Arek, Piotrek i Karol. Silne chłopaki. Trochę chytrze, ale na ostatnim szczycie zszedłem ze zmiany i wiedząc, że tylko ja wiem o tablicy :D skoczyłem przed nią ;P.
W Obronikach chwila luzu. Poczekaliśmy na chętnych na poprawkę i wio do przodu. Pierwszy podjazd z początku spokojnie, ale Piotrkowi było za wolno i znowu mnie podpuścił. Jakby psu kość rzucił i popędziłem ile sił w nogach. Przed drugim podjazdem zrobiłem małą ucieczkę, ale w połowie podjazdu brało trochę mocy i dogoniony przez chłopaków prowadzonych przez Krzyśka, który chwilę wcześniej do nas dołączył wdrapałem się na szczyt w asyście Krzyśka. Jako, że do Trzebnicy już był rzut beretem poleciałem ile sił w nogach robiąc na szczycie ostatniej zmarszczki Hrmax wycieczki ;).
Na zjeździe kolejna niespodzianka pojawia się Piotrek R. :). Ja ledwo widzę na oczy, a on pyta przed czym uciekam :D. Zjazd już luźno, bo i tak nie było do czego się spieszyć, do tego na dole rozkopana ulica nie zachęcała do rozpędzania się.
Trochę problemów logistycznych sprawiło, że oba Piotrki pojechały w kierunku Skarszyna, a my czekaliśmy dłuższą chwilę na kolejnych zwycięzców dzisiejszej wyprawy. Po chwili polecieliśmy na Skarszyn i Pasi, pod Col du Trzebnica już bez szaleństw. Spokojnym, ale solidnym tempem bez podciągania za Krzyśkiem, który chyba chciał się pościgać. Tak solidnym tempem dolecieliśmy do Skaszyna, gdzie Piotrek R. oświadczył nam, że jego imiennik zwany Cukrem przechytrzył nas wszystkich i wygrał cały etap bezapelacyjnie ;).
Do Pasi tempówkowym tempem, jeszcze dałęm ostatnią zmianę przed tablicą, ale nikt nie skoczył, za to ja się zatkałem, a chłopaki tylko przejechali obok mnie. Pogaduchy pod domem Krzyśka i uzbrojony czterolufowe działko powtarzalne stanąłem na straży trzymania przez wszystkich tempa rozjazdowego.
Jako, że obciągnąłem całą pozostało wodę pod domem Krzycha leciałem do domu o suchym pysku. Na szczęście było dzisiaj z wiatrem ;).

Wnioski, bo nawet po takiej jeździe jest ich wiele:
- pierwsza część przy zdumiewająco niskim tętnie. Nie zrobiłem lapa, ale do Wołowa musiało być coś ok ~125bpm :). Hravg z całości 136! :)
- maksa zrobiłem w zasadzie na samym końcu zabaw i po wbiciu 185bpm nie przydusiło mnie. Bardzo mnie to cieszy zarówno ze względu na to jak się czułem mimo zmęczenia jak i ze względu, że mogłem pojechać tak mocno, a później być wstanie jechać dalej ;).
- do Wołowa obciągnąłem jakieś pół litra wody, aby później przez 40ści mocniejszych kilometrów wypić ponad litr
- poprawiła mi się również ekonomiczność. Mimo, że gliko nie było odbudowane wystarczająco i w Wołowie nie było już zapasów, to szybki posiłek w którym dostarczyłem ok 600kcal wystarczył do niemal samego końca. Bardzo mnie to cieszy.
- leżę teraz i jestem wyrąbany na maxa, ale równie zadowolony jak zmęczony.

- jeden wniosek nie o mnie, a o Piotrku A. nie wiem naprawdę na czym on jeździ, jaki motorek ma w tym nowym treku i co mu sypią do zupy, ale musiałem się napoprawiać kilka razy, aby zrobić nad nim na hopach może ze 30sekund i to rzutem na taśmę na samym wykończeniu mocnego odcinka do Obornik, a jak chciałem go poprawić na zjeździe to się przeżegnałem jak mi zabrakło przełożeń na jego kole :D. Masakra! Jestem pod wielkim wrażeniem jak się zmienił od zeszłego roku. Sam jestem mocniejszy niż w kwietniu zeszłego roku, a on ciągle był za mną, obok mnie, przede mną :). Będzie komu robić za lokomotywę na Amber!
Jeszcze to chytre zwycięstwo etapowe na końcu. Taktyka również nienaganna.

Dzięki wszystkim za bardzo udany wypad. Wszystko dopisało, pogoda, droga i przede wszystkim towarzystwo!


Kategoria Trening outdoor



Komentarze
suchy
| 13:23 poniedziałek, 15 kwietnia 2013 | linkuj Apropos niskiego tętna w pierwszej części to chyba konsekwencja sobotniego treningu, też obserwowałem sporo niższe wartości.
arturswider
| 08:25 poniedziałek, 15 kwietnia 2013 | linkuj Zabawa była przednia, dzięki Artur, że byłeś. Ja jestem zły, że nie przypilnowałem koła po mojej zmianie od Wołowa, gdzie grupa pękła i nie byłem sam w stanie dojść. Trudno. :/ Do następnego.
marathonrider
| 18:13 niedziela, 14 kwietnia 2013 | linkuj Zabawa zaczęła się 3km za Wołowem, a do Wołowa była rozgrzewka w dobrym tempie :).
Platon
| 16:56 niedziela, 14 kwietnia 2013 | linkuj Po danych z Garmina widać, że zabawa zaczęła się po rozjeździe na Wołów/Brzeg :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ianas
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]