Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy marathonrider.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2013

Dystans całkowity:861.41 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:53:15
Średnia prędkość:16.18 km/h
Maks. tętno maksymalne:186 (91 %)
Maks. tętno średnie:159 (78 %)
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:41.02 km i 2h 32m
Więcej statystyk
  • DST 163.50km
  • Czas 05:15
  • VAVG 31.14km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

E2 + wyścig + dogorywka + E1/2

Niedziela, 17 marca 2013 · dodano: 17.03.2013 | Komentarze 2

W tytule to tak na szybko. Rano nie mogłem usiedzieć na tyłku i o 9:00 poleciałem na rower. Mając w głowie trening o 11stej postanowiłem pojechać wytrzymałość w kierunku Oleśnicy tak, aby na start stawić się wmiarę wypoczętym. Noga niestety kręciła co zaowocowało wyższą niż zakładałem intensywnością. Wyszła z tego zabawa w 2 strefie z kilkoma akcentami w trzeciej. Już bez zbędnego podkręcania pod wiatr i na podjazdach, które same w sobie robiły swoje.
Wyszła z tej zabawy całkiem fajna zabawa.
51,5km 1h43m Hravg 161 (79%) Hrmax 178 (87%) jednym słowem zacnie.



Druga część zabawy była tym czego do końca się nie spodziewałem. Tempo długimi okresami wyścigowe. Tylko momentami chłopaki odpuszczali w drodze do Krośnic trochę sobie pofolgowałem i starałem się jechać w okolicach czuba, a zaciąg pod górkę w Krośnicach opłaciłem Hrmaxem i odpuszczeniem koła na ostatnich metrach, gdybym wiedział, że później będzie siku i sklep to bym się z chłopakami wgramolił W przerwie tętno nie bardzo chciało zejść poniżej 140-145bpm. Już byłem nieźle zakwaszony, a po starcie poczułem, że jestem na granicy łapania skurczy. SUPER!
Na powrocie z początku chłopaki się rozkręcali, a ja postanowiłem raczej pomaruderować z tyłu. W pewnym momencie poszedł ogień i już nie było fajnie :D.
Poszły dwa "bloki" na chwilę przerwane luźnym tempem. Pod koniec mojej obecności w peletoniku niestety wyczerpałą się bateria Realnie jechałem jeszcze ca 4 minuty czyli dobiłem z chłopakami do 80km i w zasadzie nie do końca wiem czemu puściłem koło W głowie wykluł mi się pomysł z rozjazdem i powrotem pociągiem. Z tym rozjazdem to nie był dobry pomysł (o czym później), a na dodatek aby było śmieszniej chłopaki odpuścili 2 może 3 km dalej i maruderując dojechałem do nich. Zacnie jak na początek sezonu. Takie wiosenne przepalenie.

80km 2h18m Hravg 170(83%) Hrmax 186 (91%)

Jak widać nie było piekła, ale mi jak na początek sezonu i te 91% dały w kość. W pierwszej części skoki tętna na zmianach i ostatni na zaciągu na podjeździe.
W drugiej na mocniejszych podjazdach i przy jeździe na rantach Tu już nie prowadziłem.



Po odpuszczeniu koła (dziwnym sposobem w tym samym momencie puściły koło jeszcze 2 osoby?). Może rzeczywiście byłą tutaj jakaś kulminacja.
Tempo spadło strasznie, ale podejrzewam po reakcji organizmu, że przez to, że było pod wiatr tętno szalało gdzieś w granicy 170bpm +-3uderzenia. Głupie było to, że jak doszedłem chłopaków to postanowiłem jechać swoim tempem, a nie ciut mocniejszym ich. Zmęczenie byłoby pewnie porównywalne, a w nagrodę nieźle nawojowałem się z wiatrem. Wszytko przez to, że bałem się skurczy, które i tak mnie nie ominęły.
Te 7 kilometrów "rozjazdu" jechałem podejrzewam dobre 20minut. W trakcie dołączył do mnie Arek również nieźle umordowany i zachęcony powrotem pociągiem, a nie zakwaszaniem się pod wiatr do Wrocławia.
Niestety pociąg uciekł, a kolejny dopiero za 1,5h. Co pozostało robić. Jednak pozostało. Arek zaoferował pomoc transportową w postaci swojej uroczej partnerki (przepraszam jeżeli pomylę, ale tlenu do głowy za wiele nie dochodziło) Adrianny :). Był mały haczyk polecieliśmy na spotkanie w kierunku Wrocławia obierając azymut na Pasikurowice.

Na stacji kolejowej złapały mnie takie skurcze, że szok Oba dwugłowe i lewy czworogłowy. Coś pięknego. Pierwszy raz w tym roku. Wniosek prosty
Adrianna na tyle dała nam czasu na rozjazd, że udało nam się zrobić wszystkie podjazdy aż do skarszyna. Tempo na prawdę spokojnie i nawet udało mi się dojść do siebie.
Organizm się odkwasił w dużym stopniu. Objawy skurczowe zniknęły, a tętno zdecydowanie obniżyło się :). Nawet przez drobny moment pomyślałem, że możnaby popedałować do domu Głupi byłem :D.

Po zapakowaniu się do auta prawie usnąłem od nadmiaru cukry z napoju, który kupiłem w sklepie oraz ciepła jakie panowało w aucie Coś pięknego :)
11km 26minut Tętno na tym odcinku oceniam na 150-160. Było naprawdę relaksacyjne.

Wyrzuciłem się na psiaku, gdzie pożegnałem sprawców całego zamieszania i korzystając z azymutu poleciałem do domu. Tempo powiedzmy żwawe. Nie był to klasyczny rozjazd (tętno uważam 145-160), ale trochę mi się spieszyło.
14km 28minut

Nazbierało się tego...: 163,5km w czasie ca 5h15minut :)

I tak oto wpadłem do domu ok. 15:30 :).

Wnioski później jak je wymyślę.

Ps. Przepraszam za brak zdjęć, ale czasu nie było aparatu wyciągnąć ;).


Kategoria Trening outdoor


  • DST 1.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 0.60km/h
  • HRmax 179 ( 88%)
  • HRavg 146 ( 72%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miało być A1 wyszło M5?

Sobota, 16 marca 2013 · dodano: 17.03.2013 | Komentarze 0

Rozgrzewka 40minut podczas, których kilkukrotnie podciągałem intensywność, aby rozruszać organizm po odpoczynku Widziałem natomiast, że tętno nie będzie wskaźnikiem intensywności.
Po czym przeskakuję do interwałów. Miałem bardzo duży problem z dobraniem intensywności i pierwsze 3 powtórzenia wykonałem, krótko do odcięcia. Dużo zabaw z obciążeniem i kadencją. W zasadzie udało mi się ustalić obciążenia dla ca 1,5minuty zabawy i zamiast interwały zrobiłem powtórzenia na przekraczanie laktatu, a w zasadzie trochę się tego uczyłem.
W ostatnich powtórzeniach tętno ciut niższe, ale wynikało to z wydłużenia odpoczynku do właściwego, a nie w związku z wykonaniem powtórzeń słabiej.
Nie słabiej, ale ogólnie za słabo.

Po pierwszych 3 powtórzeniach, gdzie pierwsze zrobiłem za mocno (ale tylko troszkę - prawie właściwie) wpadłem w rytm. Po 5-6 powtórzeniu tak mnie zatykało, że nie mogłem nabrać powietrza :). Ostatnio 3 powtórzeniu dzięki dłuższej przerwie zrobiłem "spokojniej", ale za dłuższą przerwą powinny pójść mocniejsze powtórzenia. Mniej więcej już wiem jak to zrobić i co poprawić.
Jak widać puls nic by dzisiaj nie powiedział, bo i 1,5m to za mało, aby ustabilizował się na maksymalnym poziomie oraz sam w sobie był dzisiaj niższy.

10minut wytrzymałości i 10minut rozjazdu. Nie chciało mi się więcej ;(.

Interwałów nie zrobiłem ze względu głównie na puls. Cały trening ustalałbym intensywność, a zależało mi na kilku mocniejszych powtórzeniach. Bardzo mi ten puls pokrzyżował szyki.

Wyszło 13 minut pracy z czego 4 w blokach Całkiem zacnie, ale to "podnóże" góry, którą powinienem na treningu przewalić. Głównie intensywnością przy max 20 minutach pracy wg mnie.
Bądź na początek robić 9 minut M5 w blokach 1,5/3,5 oraz 15 minut interwałów w blokach 3/3 (praca/odpoczynek). Łącznie godzina pracy.


Kategoria Trening indoor


  • DST 1.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 1.50km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

?

Środa, 13 marca 2013 · dodano: 14.03.2013 | Komentarze 0

Wchodzę na lalę, aby popedałować wytrzymałościowo. Śpię tak 40minut i postanawiam rozprostować nogi. Wstaję i coś luźnawo. Przy małym oporze i młynku nie zauważyłem tego. Schodzę kilka regulacji i wychodzi na to, że śruby mocujące korbę z blatem nie wytrzymały wybuchów mocy :D. Wystarczył jeden trening i biorąc pod uwagę to że długościowo śruby są na styk + to że mają zjechane łepki przez co nie można ich skręcić odpowiednio. Przestały trzymać. Noga gotowa do sezonu, ale dzisiaj kolejne wyzwanie i jeżdżenie po sklepach...
Synergicznie działa na mnie pogoda. Normalnie chodzę "zważony". Czego efektem jest to, że ten tydzień potraktuję jako regeneracyjny. Skróci mi się okres przygotowawczy o tydzień. Mam nadzieję, że uda mi się choć trochę rozwinąć cechy wyścigowe przed kwietniowymi wyścigami. Będą krótkie, ale za to intensywne co mnie przygotuje do maja :).


Kategoria Trening indoor


  • DST 1.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 0.50km/h
  • HRmax 169 ( 83%)
  • HRavg 146 ( 72%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

P1

Wtorek, 12 marca 2013 · dodano: 12.03.2013 | Komentarze 0

Pierwsze P1, w tym roku. Miało być M4,ale zwyczajnie mi się nie chciało. Trening mocy jest dla mnie łatwiejszy, co przy nieszalejącym tętnie i później porze wchodzi jak złoto.

25minut rozgrzewkim gdzie powolutku podnosiłem intensywność.

30skoków w blokach po 5 skoków co minutę 12-13 ruchów na nogę i 3 min przerwy między skokami.
Skoki bardzo powtarzalne. Kilka wykonałem na mocniej skręconym hamulcu (ciężko w ferworze walki utrafić za każdym razem :). Kadencja możliwie jak przy młynku/spricie. Moc chyba maksymalna. Za tydzień sprawdzę jak noga poda i będę miał porównanie.

30minut wytrzymałości na wysokiej kadencji

15minut rozjazd i rozciaganie

Szybkie wnioski:
- po dwóch dniach nieograniczonego maxowania nie wypaliłem wszystkiego przez te dwie godziny, ale już 2 godziny po treningu łażę głodny. Czyli organizm wciąż podkręcony
- puls chyba dzisiaj leżał, bo naprawdę słabo się podbijał
- w zasadzie, gdyby nie ogólne omdlenie nóg po treningu i wyraźnie słabszy 6sty blok podczas treningu. Nawet nie zauważyłbym, że dzisiaj się odbyłtrening
- organizm jest "chyba?" dobrze przygotowany do tego typu wysiłku i treningowi mocy nie poświęcę zbyt dużo czasu. Trochę go zmodyfikuję i spróbuję robić sprinty dla 30ruchów i 45ruchów na nogę co będzie odpowiadało sprintowi dla ostatnich ca. 200 i 300 metrach. Powalczę o kreskę :D.

- drobną ciekawostką dla mnie jest pierwsze nieudane powtórzenie w 5tym bloku. Wykonałem jeden pełny obrót korbą i się wypiąłem... ale ciekawostką jest to, że tym jednym obrotem wygenerowałem taką pracę, która sprawiła, że puls skoczył mi o 22uderzenia. Nie ma opierdalania!

- a no i garmin nie radzi sibie z rejetrowaniem takich treningów. Wychodzą jakieś śmieszne nie oddające rzeczywistości ślaczki.

- muszę wrócić do Friela, bo czytam i całkiem inaczej robię moc jak w zeszłym roku. Wtedy podkręcałem tętno i atakowałem z wysokiego C. Teraz to są prawdziwe wybuchy z niemal zerowego obciążenia. Więcej odpoczywam, ale nie zakwaszam się i daję organizmowi mniej bodźców.


Kategoria Trening indoor


  • DST 149.61km
  • Czas 06:05
  • VAVG 24.59km/h
  • HRmax 173 ( 85%)
  • HRavg 148 ( 73%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Most na rzecze Lubiąż, czyli nieoficjalne rozpoczęcie sezonu

Niedziela, 10 marca 2013 · dodano: 10.03.2013 | Komentarze 0

UWAGA! Zrobiłem to za Was, abyście Wy nie musieli :).
Rano zerwać się nie mogłem to do Trzebnicy wybrałem się nie przez Oleśnicę, a tradycyjną trasą. Od początku jechało mi się źle. Zimno, mokro, wiatr w twarz i nie mogłem się rozkręcić. Marzyło mi się w głowie osiągnięcie Skarszyna i nabranie wiatru w żagle.

Droga dobrze znana i lubiana poza fatalną nawierzchnią w Godzieszowej droga miód malina.

Od Skarszyna droga nabrała wysokości, a i tempo podskoczyło. Wszystko za sprawą wiatru, który miło łopotał za uchem. Niestety w Trzebnicy o 11:04 i nie wiem, czy szerszenie uciekły na leśne dukty czy zwyczajnie widząc pogodę za oknem zostali w domu
Uciekłem, więc bez zastanowienia w kierunku Wołowa. W zasadzie nie zauważyłem kiedy osiągnąłem to miasteczko. Droga układała się bezbłędnie. Mały postój na zmianę rękawiczek i nim się obejrzałem stanąłem przed decyzją Brzeg Dolny czy baza na maxa.

Droga naprawdę nie ma się czego przyczepić w zasadzie poza małymi nielicznymi ubytkami jedzie się bez zarzutu.

To poleciałem na Lubiąż w zasadzie to już jakbym wracał :). Jednak obrócenie się od razu przypomniało mi, że do domu będzie wiało w twarz. Co zrobić. Zagubałem się w Lubiążu. Przez co przez dłuższą chwilę miałem możliwość podziwiać opactwo.

Droga niestety pozostawia wiele do życzenia. Im bliżej Lubiąż tym nawierzchnia gorsza. Ostatnie 6-8 do DK to slalom... Licznie dziury, wyrwy. Ciężko będzie przejechać ten odcinek w grupie. Na pewno nie tempem zeszłorocznym :).

Schody zaczęły się jak wpadłem na DK trzy hopy na otwartej przestrzeni z wiatrem w twarz postawiły mi nie lada wyzwanie. Na szczęście garmin w kieszonce i nie widziałem ile jadę. Musiałem wyłączyć mózg na ten okres, bo jakoś nie plątały mi się po głowie brzydkie słowa. Nogi pracowały, jechałem swoje.

Droga jakościowo bez zarzutu, ale jak wiadomo ruchliwa i trzeba uważać.

Wypatrywałem skrętu na Oławę i się doczekałem. Do Rakoszyc centralnie w twarz. Bardzo się zastanawiałem czy już tutaj mam skręcić, ale tak bardzo chciałem uciec z tego kierunku i choć odrobię się obrócić w stronę wiatru, że zaryzykowałem? W zasadzie po 5 minutach już wiedziałem, że jadę dobrze. Na tym odcinku również przystanąłem w sklepie i zrobiłem 5cio minutowy popas. Zostałem przy okazji okradziony. Bo jak mogę nazwać sytuację, gdzie za małe draże i wodę smakową płaci się 5,6zł :D. Naturalnie każdy przyjezdny ma specjalnie naliczaną marżę. Standard.

Droga bez zarzutu.

Rakoszyce - Smolec. To walka z wiatrem walącym no stop z ukosa w twarz. Jednak jechało się zdecydowanie bardziej komfortowo jak jeszcze chwilę wcześniej. Jestem bardzo zadowolony, bo nogi ten odcinek przepracowały bez zarzutu. Mimo, że miałem za sobą już 5h zabawy. Jechałem równo swoje.

Droga ogólnie jakość średnia do dobrej. Jeszcze 3-4 lata i na niektórych odcinkach nawierzchnia całkowicie się posypie. Szczególnie od Ramułtowic do Bogdaszowic, gdzie obie strony drogi były słabe. Nie było z czego wybierać... Dopiero przed Skałką się poprawiło.

Po wpadnięciu do Wrocławia małe uczucia triumfalne w głowie. W zasadzie nie odpuszczałem do niemal samego końca. Nie było zbytnio czego rozjeżdżać.

Wnioski czysto treningowe:
- po trudnym dniu potrzebuję dobre 40minut zanim wejdę w rytm
- bardzo na plus to, że pod względem wytrzymałościowym jechało się bez zarzutu. Może nie było tutaj niesamowitej intensywności. Niektórzy nazwaliby to wycieczką, ale jak na jazdę na ratraku jestem zadowolony.
- j.w. noga pracowała do samego końca poprawnie, moc nie spadała wyrazie. Jednak przy tak długim "etapie" organizm sam obniżał RPM czując się przy ciut bardziej siłowej kadencji zdecydowanie bardziej komfortowo
- waga po treningu wynosiła tylko 1,5kg! coś wspaniałego. Biorąc pod uwagę, ze dostarczyłem jakieś 500g pożywienia i niecałe 3l płynów.
- poza nogami pozostałe "części ciała" na najwyższym możliwym poziomie. Nic nie boli, nic nie doskwierało. Barki, plecy, ręce, stopy, tyłek. Nic mi nie dawało się we znaki
- żadnych skurczy, bóli, strzykań, bez odwodnienia i odcięcia - super.
- muszę teraz przełożyć tą wytrzymałość w 3-4 godzinne aktywności. Zdecydowanie bardziej intensywne. Odpowiadające planowanym w sezonie wyścigom.
- głowa bez zarzutu. Było ciężko, było wolno, było wysiedzeniowo, a głowa nie marudziła. Ciekawe czy również nie będzie przeszkadzała, jak będzie trzeba zapiąć 5tą strefę na podjeździe na wyścigu, bo tu raczej mam większy problem.
- Czas jazdy 6h5m. Od odpalenia do zgaszenia 6h20m, gdzie był postój na lanie, drugi zmianę rękawiczek, trzeci popas pod sklepem. Bardzo wydajnie w mojej opinii.

Ps. Nie udało się przekroczyć 150km :P. Byłby niepodważalny rekord na ratraku.


Kategoria Trening outdoor


  • DST 103.00km
  • Czas 04:05
  • VAVG 25.22km/h
  • HRmax 181 ( 89%)
  • HRavg 159 ( 78%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tąpadła

Sobota, 9 marca 2013 · dodano: 09.03.2013 | Komentarze 1

Rano długo zbierałem się do kręcenia. Maruda mi się włączyła. Na lalę nie bo mi się nie chce, na bika nie, bo siąpi i tak przeleżałem do przeszło 10rano. Padła decyzja zrobię szybkie 40minut w strefie 4->5A(góra). Co by się pobawić z laktatem. Po 14stej miałem natomiast wyskoczyć na dwie szybkie godzinki się przewentylować.
Wpadam do piwnicy i olśnienie... pedały są w szosie, a szosa w serwisie. Masz Ci babo placek. Skoczyłem szybko na pocztę, którą miałem później załatwić później.

Szybkie ubieranie wpadam do garażu i masz Ci babo placek vol.2. Koszyki też w szosie i uchwyt do garmina. Zwiesiłem się. Popakowałem rzeczy po kieszeniach i wio w drogę.
Kierunek Tąpadła. W drodze to przyjemna jazda wytrzymałościowa na granicy 1/2 strefy. Zgodnie z planem, aby nie wypalić glikogenu na właściwą część treningu. Głównie z wiatrem i rzadziej z mało przeszkadzającym bocznym wiatrem. Przed dotarciem na miejsce 2-3 razy lekko podciągnąłem tętno, aby się przepalić.
Dzisiejsza baza do ataków to kościółek w Sulistrowiczkach :).
Cel? W zasadzie miały być krótkie 3 minutowe interwały 5-6 powtórzeń po ok 3 max 4(jak dam radę) minuty.
Pierwsze podejście całkiem soczyste. Wbiłem się najdalej i najmocniej w kierunku szczytu. Jednak to powtórzenie nie tyle mnie wymęczyło co po kilku mocnych inhalacjach mroźnym powietrzem i zjeździ do bazy sprawiło, że całkiem nieźle się wymroziłem.
Drugie i trzecie powtórzenie poprawne jeżeli chodzi o pomysł na wykonanie, ale brakło w obu wypadkach dobrej minuty, aby być zadowolonym. Głowa w tych warunkach nie pozwalała.
Czwarte powtórzenie to takie mało poddanie. Zrobiłem je zdecydowanie za słabo.
Piąte docelowo miało być wjazdem na szczyt. Przy wcześniejszych powtórzeniach minął mnie raz samotny zawodnik z sobótki i jakaś trzyosobowa grupka. Na 80% byłą tam osoba w stroju whirpoola ;). Niestety ja wówczas odpoczywałem.
Przy piątym powtórzeniu nadarzyła się okazja zabrać z 3osobowym pociągiem. Znowu lokalesi. Dwóch orlików i trener :). Siadłem na koło, aby poczekać na stromszy fragment i jak oni zrzucili ja jak dzik ząbek w górę i ogień. Musiało to śmiesznie wyglądać jak mijałem chłopaków na ratraku. Zaorałem nogi i przed szczytem osłabłem... poczekałem kilka sekund, bo w zasadzie to mnie chłopaki doszły i poleciałem z nimi na sady.
Dobrze, że nikt nie popukał się w głowę, bo był wycieniowany ziomek, który w sezonie zrobiłby "cyk cyk" i rura :). Tutaj trzymał założenia i jechał spokojnie.
Przeleciałem tak na ich kole do sobótki skąd uciekłem na Wrocław. Oni pojechali jeszcze zrobić dwie pętelki. Nawet zastanawiałem się czy jednej z nimi nie ogarnąć, ale postanowiłem uciekać. Głównie ze względu na pogodę.
Powrót do domu miał być pierwotnie wytrzymałościową zabawą. W zasadzie nawet nią był, bo większość trzymałem w 2 strefie, ale raczej w jej górnych rejestrach. Jechałem swoje, a na tyle pozwalał mi organizm. Niestety nieustający wiatr w twarz skutecznie mnie spowalniał.
Od tyńca docelowo rozjazd. Zmniejszyłem intensywność, ale tętno nie leciało za bardzo w dół. Zarówno ze względu na podmęczenie jak i wiatr w twarz, który sprawiał, że musiałbym znacznie zwolnić, aby trzymać dołu pierwszej strefy. Bardzo mi to było nie w smak, ze względu za wyjątkowo duże wychłodzenie nóg.

Warunki atmosferyczne tragiczne, zimno, w zasadzie wietrznie i siąpiło.
Przez co pod ochraniacze dostała się woda. Efekt łatwy do przewidzenia. Mocno wymarzłem. Rękawiczki z resztą również musiałem wymienić.
Tętno dzisiaj mniej kontrolowałem. Jechałem bardziej pod RPE.
Interwały nieinterwałowe :). Nawet nie chodzi o tętno, bo zimno zrobiło z nim swoje, ale było za krótko poza 1 i 5 razem i za mało intensywnie.
Dojazd i powrót fajnie wyszedł. Cieszył mnie powiedzmy wolno postępujący spadek mocy na powrocie.
Hrśr wysoki, ale nikomu nie życzę jechania w 1 strefie w takich warunkach :).


Kategoria Trening outdoor


  • DST 1.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 0.43km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

WS 6/6 + rozjazd

Czwartek, 7 marca 2013 · dodano: 07.03.2013 | Komentarze 1

Wczoraj zmarnowałem cały dzień na uzyskanie pozytywnego orzeczenia lekarskiego. W zasadzie nic innego nie udało mi się załatwić. Efektem był totalny brak chęci do wykonania treningu. Wyfakałem to delikatnie mówiąc.

10minut truchtania 10km/h. Tętno dzisiaj niższe jak zazwyczaj. Może i dobrze, bo pozwoliło mi to zrobić fajny trening bez efektu padania na kolana po każdej serii :D.

Wypoczęty z dobrym nastawieniem.
sala 1h25mminut
Przysiady na suwnicy 40x0 40x20 40x40 40x42 40x44 40x46 40x48 40x50 + sztanga
Wejścia na podest 50x50 50x50 60x50
Wykroki idąc przed siebie 52x38 56x38 62x38
Żuraw szybko 20 15 15
Zgięcia nogi na maszynie 30x25 30x25 30x25

Rowerek bardzo lekko na kadencji 110-115 15minut

Brzuch:
Wznos w zwisie 40 40
Wznos na rzymskiej 30 40
skos na maszynie 20 20

Wałek 20minut

Wnioski:
- przysiady - esencja sześciu tygodni treningów. Było wszystko dynamika, ciężary, bardzo szybka regeneracja. Chyba nie za płytko - nie patrzyłem w lustro - "głowa w chmurach".
- wejścia na podest - tutaj niepotrzebnie asekuracyjnie dwie pierwsze serie. Od razu mogłem lecieć po 60reps. Jestem zadowolony, bo nogi realnie pracowały do ostatniego powtórzenia.
- wykroki. Naprawdę pozytywnie. W pierwszej serii się lekko zagotowałem. To efekt przeskoku z wejść na wykroki. Pierwsza seria zawsze jest najtrudniejsza.
- żuraw ok
- dwugłowe na maszynie ok

- puls dzisiaj niższy jak normalnie, pozwoliło mi zrobić trening bez charczenia
- powtórzenia możliwie dynamicznie, przez co przysiady poza dwiema ostatnimi seriami zrobiłem "na raz"

- odkrycie roku - wałek! Będę to powtarzał. Już poluję na taki fajny do domu.

KONIEC siły i wytrzymałości siłowej na siłowni. Teraz czas na wisienkę z tortu. Moc + praca w strefie anaerbowej okraszona tempówkami i wytrzymałością. Szczególnie tej drugiej mi brakuje. W ostatnich tygodniach objętość godzinowa nie jest zadowalająca!

Waga wczoraj na oficjalnym ważeniu (po całkiem sowitym śniadaniu) 79,5kg :D
Teraz będzie walka o każdy kilogram. Bo kilogram mniej to +1,25% do mojego VO2max. Nie wspominając o innych cechach kolarskich. Cel 75kg.


Kategoria Trening indoor


  • DST 1.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 0.33km/h
  • HRmax 182 ( 89%)
  • HRavg 147 ( 72%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Siła X/X, czyli ostatnia taka

Wtorek, 5 marca 2013 · dodano: 05.03.2013 | Komentarze 0

Rozpocznę może od sentencji jaką usłyszałem od trenera K. na koniec zajęć po tym jak się wyspowiadałem z tego co robiłem:
"W mojej ocenie nie zrobiłeś siły, a wytrzymałość siłową ze względu na to, że powtórzenia były za długie (przyp. 5-7minut), a tak właściwie siły na rowerze nie zrobisz".

Tak oto na koniec moich zmagań z rowerową siłą zostały podsumowane poczynione treningi :D. O ile, z drugą częścią twierdzenie jestem w stanie się w dużej mierze zgodzić, bo nie ma to jak siła w treningu oporowym. To pierwsza część stwierdzenia mnie lekko zszokowała. Co zrobić uczę się dopiero tego sportu.

Do rzeczy i po krótce. Dzisiaj w planie najmocniejsza z najmocniejszej siły. Jednak początek treningu pokazał, że nie jestem w takiej dyspozycji jak ostatnio, a puls nie reagował tak ochoczo. Wiedziałem jednak, że muszę dać z siebie wszystko.

1h5min różnych wariacji celem rozruszania organizmu. Sporo na kadencji, kilka krótkich przyspieszeń z wyprowadzeniem.

Siła 50minut
6+3 Hravg 170
7+3,5 Hravg 172
6+3 Hravg 175
5+2,5 Hravg 175
5+3 Hravg 175
3+2w blokach +2 Hravg 176

Wyprowadzenie (E2->E1) + rozjazd, czyli jazda na różnych kadencjach ze zmniejszającą się co 10 minut intensywnością.
Rozciąganie

Przeskok na siłownię:
Łydki w siadzie na maszynie 50x60kg 50x75 50x80 40x85 45x85
Prysznic i do domu

Małe podsumowanie:
- dzisiaj leciałem na relatywnie duży obciążeniu i kadencja prawie w ogóle nie przekraczała 60rpm
- całość treningu na czubku siodła, ponieważ w pozycji neutralnej nie dawałem rady
- szkoda, że dopiero na koniec odkryłem chwyt dolny, bo można w takiej pozycji jeszcze coś wyciągnąć
- nie chcąc redukować obciążenia, bo zacząłem "za?" mocno skróciłem powtórzenia i dodałem ostatnie przez co mogłem pracować ciut mocniej
- przedostatnie powtórzenie doprowadziło mnie do stanu w jakim byłem na Porębie w KK. Zaczęło się jęczenie ;)
- ostatnie powtórzenie w związku z powyższym, słabą głową i wypalonym glikogenem zrobiłem w sekwencji 3 siodło 2 bloki. Niby dokręciłem ćwiarteczkę, ale to nie to... Szkoda braku motywacji, bo te dwie minuty były taką chwilą prawdy
- jak napisałem na początku, niższe RPM, relatywnie duże obciążenie i trochę technika siadała - wypadałem z rytmu, nie jechałem równą, noga nie zawsze pracowała w pełny zakresie- taka szarpana jazda
- była to ostatnia planowana siła. Pewnie jeszcze zrobię taki trening w sezonie, ale będzie to wypadkowa różnych zdarzeń.


Kategoria Trening indoor


  • DST 1.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 0.43km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Parcie na szkło"

Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 03.03.2013 | Komentarze 1

Tak mógłbym sparafrazować to co wymyśliłem po południu.

Siłownia FBW bez nóg 55minut- miałem już nie robić ze względu na przeładowanie planu, ale jak wypadł trening to i zmęczenia brak.

Prostowniki na maszynie 4 serie
Odwrotne rozpiętki na maszynie 3 serie
Arnoldki 3 serie
Podciąganie podchwytem 3 serie
ściąganie linki 3 serie
wyciskanie głowa w dół 2 serie
poręcze 2 serie

Brzuch:
Wznos w zwisie 2 serie
Wznos na rzymskiej 2 serie
skos na maszynie 2 serie

Spinning 1h10m
Wprowadzenie na kadencji. Kilka symulacji podjazdu na kadencji w drugiej strefie z wykończeniem w 3. Ostatnie 15minut rozjazd + rozciąganie. Można powiedzieć esencja wytrzymałości w pigułce. Nie chciało mi się więcej siedzieć za sterami.

15minut na wałku


Kategoria Trening indoor


  • DST 42.70km
  • Czas 01:45
  • VAVG 24.40km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sezon kolarski pełną gębą

Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 03.03.2013 | Komentarze 1

Mamy 3 marca, a już zdążyłem się naprawdę konkretnie wyłożyć przez kierownicę. Dzisiaj na wolnym podjeździe rozciąłem nowiutką szytkę na nowych kołach.
Sezon pełną gębą. Docelowo miała być wytrzymałość ca.5 wyszło jak wyszło.

Po ponad godzinie siedzenia na dworcu w Trzebnicy szczęśliwie dojechałem do domu pociągiem, który Bogu dzięki się nie wykoleił.

Aha jeszcze się przebiegłem z dworca. Rower robił za latawiec. Ładnie dzisiaj zawiewa.

Mam nadzieję, że te wszystkie klęski świata są złymi dobrego sezonu zwiastunami :).





Samoloty sztywne i przyspieszenie też jest fest też. Dobry zakup albo noga taka mocna :D


Kategoria Trening outdoor