Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy marathonrider.bikestats.pl
  • DST 71.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 37.37km/h
  • HRmax 187 ( 92%)
  • HRavg 158 ( 78%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mikstat

Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 0

6:30 i budzi mi oznajmia, że pora wstać. Już nie pamiętam kiedy tyle razy z rzędu wstałem skoro świt w wolne dni. Gdyby nie to, że do Mikstatu miałem pojechać z Krzyśkiem pewnie wołami by mnie wyciągali z łóżka.
Szybkie śniadanie, toaleta i już w drodze na młyn. Niestety była potrzeba kupienia na gwałt jakiejś opony na przód, ponieważ zapasówka, którą mam delikatnie mówiąc jest przetarta do oplotu momentami i na wyścig z nią nie pojadę. Łażę i łażę, a tu niestety same sparciałe kapcie aż oczom moim ukazała się oponka drutowana Vredestein Ricorso. Szczerze normalnie bym jej nie kupić do szosówki, a przeznaczył raczej do ostrego. Jednak brak wyboru i kształt bieżnika, który bardzo mi się spodobał skłonił mnie do zakupu tego ponad 300g klamota. 15zł nie moje, biznesu nie zrobiłem, ale mam pancerniaka na treningi :).
U Krzyśka 8:40 -> na miejscu 10:10. Start przewidziany na 11:00, więc czasu sporo. Leniwie szykuje się do startu. W międzyczasie dojeżdżają chłopaki z teamu. Znalazło się jeszcze 10minut na rozgrzewkę, a tak naprawdę na sprawdzenie czy noga jest do użytku. Trochę się przeraziłem jak przy 71% tętna maksymalnego nogi powiedziały, że więcej nie chcą, a oddech był delikatnie mówiąc niemiarowy :D. Czułem, że dzisiaj co najwyżej postatystuję kilkanaście kilometrów i spłynę, gdzieś hen hen.
W drodze na miejsce startu zgubił nam się Krzysiek i tym sposobem jeszcze przed wyścigiem nasz czarny koń kategorii A został wykluczony z wyścigu. Ja jeszcze chciałem wcisnąć organizatorowi lewy dowód osobisty, na którym mam 22lata, ale jego czujne oko i mój bujny niegolony od tygodnia zarost zniweczyły misterny plan.
Nogi w tym czasie powiedziały, że nie jest tak źle i może uda się je rozkręcić.
Startujemy i od początku na prośbę organizatora kilometr honorowy wśród dziesiątek marsjańskich kraterów, które również wielkością przypominały stare poniemieckie okopy :). Zaraz po ostrym starcie zjazd i jak zobaczyłem, że przekroczyliśmy 55km/h to już byłem zadowolony z wyniku i niemal osiadłem na laurach. Zaraz na pierwszych kilometrach skacze Arek wraz z kolegą OTR. Zrobiło się dobre 100m i pomyślałem, że spróbuję przeskoczyć, a raczej sprawdzić czy chłopaki chcą dzisiaj pohasać. Mały wybuch mocy obracam się, a tam całe stadko. Co zrobić przecież nie będę kasował różnicy i tak już zrobiłem prawie połowę roboty :(. Później głównie za sprawą niezrzeszonych ucieczka została skasowany.
Po czym skoczył samotnie kolejny kolega z OTR i po tym jak go wypuściliśmy na dobre 300m to on niebezpiecznie zbliżył się do samochodu sędziowskiego. Dobrze, że nic się nie stało, bo chwila nieuwagi i wypadek gotowy. Na szczęście po kilku kilometrach drogę miał już wolną Na wykończeniu pierwszego kółka. Chłopaki widziałem, że coś organizują i ciekawy przesuwam się do przodu. Miałem rację poszedł bączek, pod którego się podłączyłem. Chwila moment i z 300m przewagi uciekinierowi zostało ledwie kilkanaście. Z tyłu też się lekko zakotłowało.
Druga pętla zaczyna się od żwawego zjazdu po czym podjazd i fragment z dziurami zrobiony solidnym tempem. Widziałem, że Arka świerzbi, aby dzisiaj uciec i potrzebował tylko zapalnika do tego. Z początku miałem z nim pójść, ale tempo na zjeździe na to nie mogło pozwolić. Przed pierwszym podjazdem zaraz za zakrętem wyskakuje z peletonu za mną poszedł Krzysiek, na którego poczekałem i równo po zmianach, aby wymęczyć OTR. Widziałem, że na tym fragmencie wyścigu przy mojej dyspozycji nie oderwiemy się od peletonu na stałe, ale wystarczyło to, aby zaangażować główne armaty OTR do pogoni.
Kilka minut takiej zabawy i dostaliśmy berka, ale nie pomyliłem się wymęczonych kolegów skontrowali Arek z Kamilem i w zasadzie po kilku chwilach widać było, że jeżeli chłopaki nie poszli za mocno to szykuje się sukces. W międzyczasie kilka udawanych zmian głównie ze strony Roberta i Michała robiło bardzo dobrą robotę i chłopaki powoli odjeżdżali. OTR nie był wstanie zorganizować pogoni i pojedyncze osoby nie były wstanie nadrobić dystansu.
Ja natomiast zacząłem upatrywać kto może nam zagrozić w zdobyciu 3ciego miejsca na pudle. Upatrzyłem sobie kolegę w fioletowej koszulce (Błażej jeżeli się nie mylę) i widziałem, że mocno pracuje na podjazdach i stara się trzymać w czubie. Wyskoczyłem i rzeczywiście skoczył za mną, a za nim cała reszta :).
Na początku 3ciego kółka w dół pociągnął nas Michał i (jak się okazało dla mnie po wyścigu) zaraz na pierwszej zmarszczce zaciągnął myśląc, że kończymy wyścig. Ja obserwowałem kolegę w fioletowym i trzymałem się go jak rzep. Bardzo mocno mnie wprowadził pod górę. Przed szczytem chwila luzu. Zjazd również luźno.
Nikt już teraz nie chciał tracić za wielu sił oszczędzając na finisz. Ja się na niego nie nastawiałem i zaraz dziurawym odcinku skaczę, aby zagotować cel. Obracam się, a tam Krzysiek ciągnie bandę. No to ładnie - sobie pomyślałem. Zwolniłem, chwila luzu i na pierwszym podjeździe poprawiam. Znowu widzę Błażeja, że nie chce tego puścić. Kasuje mnie i wykańcza podjazd. Miałem nadzieję, że trochę go to kosztowało, bo ja musiałem się niemało spiąć, aby wciągnąć się za nim na szczyt.
Luźny zjazd i już w zasadzie ostatni podjazd. Pytam Krzyśka czy lecimy jeszcze raz zaatakować. Coś nie chciał, tempo spadło bardzo, a mi to nie odpowiadało wyszedłem, na krótką zmianę, która rozruszała towarzystwo. Później pierwsze skrzypce zagrali Błażej wraz z kolegą z OTR. Coś tam się zakotłowało i ta dwójka wraz z Michałem zaczęła odskakiwać. Dwa razy depnąłem, siła o dziwo była to pomyślałem, że pójdę za nimi. Najpierw udaje się doskoczyć do Michała, później jak zobaczyłem, że Błażej się ogląda to poczułem krew i zapiąłem co było pod nogą. Ostatnie dwieście metrów to powiedzmy sprint w siodle w górnych chwycie, bo zwyczajnie nie było z czego wejść w bloki po wczorajszym. Jakoś udało się wygrać :). Jeszcze gdzieś przed metą zobaczyłem w lewym lusterku Michała i wiedziałem, że mamy pierwsze 4 miejsca :). Sukces.

Wnioski:
- pierwsze kilometry bardzo ciężko, ale o dziwo puls dość szybko zaczął reagować lepiej jak na wczorajszym treningu
- trochę skilla nałapane
- finisz tragiczny. Z takim czymś to mogę co najwyżej "schrupać" ogórka. Muszę poświęcić kilka treningów na trening sprinterski, ale zanim to muszę coś o nim poczytać :)
- a i jeszcze jedno wstyd się przyznać, ale zrobiłem na finiszu HRmax 187bpm. Pod koniec zeszłego sezonu byłem wstanie przy tej intensywności lecieć na podjazdach, a na 30minutowych testach podchodziłem pod 195bpm ;). Jednak to dobry prognostyk. Może się otworzę w końcu.


Kategoria Wyścig


  • DST 1.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 2.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fitness

Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0

+ rozciąganie.
I tak nie będzie jutro ze mnie pożytku - brak świeżości.


Kategoria Trening indoor


  • DST 77.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 25.67km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hill Camp

Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0

Wczoraj sąsiad hucznie obchodził urodziny. Efektem było zaśnięcie dopiero ok 1 nad ranem. Pobudka 7 i mocno niewyspany i niezregenerowany walczę z rowerem i ciuchami, aby stawić się na 8:20 na miejsce spotkania. Z małym opóźnieniem wyjeżdżamy w skład ja i dwóch Piotrków do Pieszyc skąd mieliśmy przeprowadzić ekspresowy podjazdowy trening. W planie były 4 powtórzenia pod Jugowską. Tak, aby zamknąć się w ca. 2h pracy :).
Na miejscu zastajemy świetną pogodę to i nastroje były bardzo dobre. Kilka minut przy autach i już powoli zmierzamy na miejsce skąd zwyczajowo rozpoczynamy podjazd pod Jugowską.
I
Tutaj celem było podjechanie podjazdu w tempie powiedzmy rozgrzewkowym. Nie mam niestety wykresu pulsu, ponieważ pasek na pierś do garmina mi się, gdzieś zagubał (już odnalazł w pralce...), a wysłużony Polar potrzebuje dobrych 20stu minut, aby złapać pierwszy oddech. Początek spokojnie, od kopnięcia wchodzę w rytm, przy którym powiedzmy noga dobrze wchodzi w trening. Zmęczenie dniem wczorajszym powoli przechodzi jednak na 4 km przed szczytem, gdy sobie przypomniałem o pulsometrze (udało się go odpalić) ten pokazał tętno 163bpm. Jasne było dla mnie, że w obecnej dyspozycji przy tym tempie powinienem mieć ca 170-172bpm.
Wniosek: gdzieś tam odzywa się we mnie zmęczenie, które powoli narasta od środy.
Do ostatniego kilometra utrzymuję obciążenie i ostatnie 2 pięćsetki to lekkie podkręcenie najpierw na poziom 169bpm i na wykończeniu ->172bpm.
Efekt: niby rozgrzewka niby podmęczony, ale wystartowałem od małego rekordu 27m32s (9,6km).
Zjazd z dokręceniem na stromszych fragmentach i na wypłaszczeniu już lżej.
II
Tutaj postanowiłem się zagiąć i sprawdzić na ile mnie w obecnym czasie stać :).
Od niemal początku wbijam 173-174 bpm i takie obciążenie trzymam do ostatniego kilometra podjazdu. Zmęczenie nie pozwala mi momentami utrzymać właściwego rytmu przy wybranym przełożeniu. Do tego zaatakowałem w blokach może połowę uszczypnięć, gdzie w planie było podciąganie, gdzie się da. Na świeżości powinno być lepiej i nie powinienem tak skakać po przełożeniach. Na ostatnim kilometrze podciągnąłem intensywność i leciałem w okolicach 178-179bpm.
Muszę z zadowoleniem przyznać, że mimo palenia w nogach wchodziłem w te głupie bloki (zabrakło tego kompletnie na Trzebnicy). Efekt bardzo zadowalający i prawie idealny.
26m8s (9,6km).
Na początku sezonu rzuciłem trochę na wiatr słowa, że mogę podjechać ten podjazd w czasie mniejszym jak 26m i dzisiaj sobie to udowodniłem. Na odpowiednich kołach i wypoczęty te 9s muszę wciągnąć nosem.
Niemniej jednak ten podjazd kosztował mnie dużo. Zjazd bez dokręcania i Piotrek R. uciekł mi gdzieś hen hen.
III
Tutaj cel w głowie, aby pojechać na 27m. Po poprzednim powtórzeniu i wyraźnym zmęczeniu to takie małe wyzwanie. Z kilku powodów:
- małe szanse, aby jechał ten podjazd w rytmie z przed chwili. Nie byłem już wstanie jechać na zadanym przełożeniu, natomiast niższe pozwala mi wjechać w czasie ok 27m30-40s. Jedyna szansa to zaginanie się jak dzik na ukłuciach czego przy rozgrzewce nie robiłem
- jw. zmęczenie
- w przednim kole zostało z 4-5bar (menda gdzieś ma mikro przebicie :()

Piotrek zjechał na dół i od razu nawrócił. Stał się takim małym podświadomym celem/motywatorem. Start bardzo ciężki najwolniejszy ze wszystkich, a tętno oparło się o 158bpm i ani drgnie. Pomyślałem, że będzie porażka, ale widzę Piotra A. Pomógł mi bardzo dzięki temu, bo zmusiłem organizm do wejścia w okolice 168bpm, a pierwsze kopnięcie przeorałem za tym razem najszybciej spośród wszystkich powtórzeń. Walcząc tak z obciążeniem co chwilę zrzucając/wrzucając przełożenia, wstając na kilka sekund podciągałem intensywność, która gdzieś w oparła się o te 168bpm.
Jak w końcu doszedłem Piotrka i zobaczyłem ,że chce trochę powalczyć to i głowę udało się oszukać. Wskoczyłem na 172bmp i wyczyniając różne dziwne figury na rowerze starałem się jak wykorzystać każdą rezerwę jaka mi się w danym momencie skumulowała. Piotrek do tego widziałem jechał fajnie w rytmie przez to obawiałem się, że zepnie się na ostatnie 500m i mnie pyknie. Dodatkowa motywacja podziałała i po kilku niekoleżeńskich wybrykach oderwałem się i poprułem co sił do góry. Nogi były już bardzo zaognione, a intensywność na chwilę spadłą do 170bpm w zasadzie 2,5km jechałem na takim obciążeniu. Ostatnie 500m to rozpaczliwe wykończenie i przy 174bpm wpadam na szczyt.
Efekt 27m02s (9,6km). Normalnie perfekcja w czasie, ale styl w jakim go pokonałem pozostawia sporo do życzenia. Tylko świadomość, że jest to trening sprawiła, że tak go pokonałem. Normalnie poszedłbym pewnie na 27:40 i był równie zadowolony.
Małe dojście do siebie na górze zjazd do źródełka i w dół za chłopakami. Wstyd się przyznać, ale obaj zjeżdżają lepiej ode mnie, ale dzięki temu ten zjazd wykonałem najmocniej i w zasadzie nie straciłem do nich więcej jak 400m co dla mnie jest takim mały sukcesem. Na wypłaszczeniu chciałem ich trochę przewentylować. Odpaliłem, ale jak po chwili zobaczyłem Piotr A. wyprzedzającego mnie z lewej to się przeżegnałem i pokornie zjechałem za chłopakami do punktu zbornego.
Na dole szybkie pompowanie koła i zamiast robić Jugowską po raz czwarty postanowiliśmy odwiedzić Walimską. Podjazd krótszy, ale i posiada stromsze sekcje.
Plan był niewymagający miałem wjechać w rytmie z obciążeniem coś wyższym jak to na rozgrzewce. Takie udane wykończenie treningu. Wszystko szło dobrze nawet na stromszym fragmencie udało mi się dobrać odpowiednie obciążenie, ale "duch Jugowskiej" się obraził i przednie koło odmówiło posłuszeństwa. Kilka rozpaczliwych prób pompowania koła i niestety pozostało zjechać na dół z opuszczoną głową. Fragment kostki niestety musiałem przepchać, a resztę się przetoczyć, ponieważ w zasadzie jechałem na feldze:(.
Masakrycznie głodny wpadłem do auta zjadłem co było i pomknąłem do Wrocławia, W momencie kupowania ciastek w sklepie zjechali do Wrocławia chłopaki i udało się oddać pompkę dzięki Cukier :).

Wykres z Garmina trochę nakombinowany, ponieważ się trochę nim bawiłem i wychodzi to tak jak widać na załączonym obrazku.
Wykresu pulsu brak :(
Dodatkowo mały rzut z gpsies

Już dzisiaj byłem zmęczony jutro w Mikstacie będę tylko asystował chłopakom w ściganiu, bo nie zostało mnie za wiele :).





Kategoria Trening outdoor


  • DST 19.30km
  • Czas 00:27
  • VAVG 42.89km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

ITT Żmigród

Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0

Rano wyglądam za okno i jedyna myśl to pójść z powrotem do łóżka. Leje, zimno, ciemno. Pogoda idealna dla kolarza. Na szczęście miałem motywatora w postaci Kaśki, której start poniekąd zależał od szofera :P.
Nienakarmiony odpowiednio zbieram się i zgarniając Kaśkę lecimy do Żmigrodu, aby zdążyć na czas na zapisy. Wpadamy chwilę przed 10tą i zaraz okazuje się, że starty będą od 11stej, a nie jak to było ustalone pierwotnie o 12stej. Organizatorzy widząc pogodę pewnie bali się, że ludzie pouciekają do domów :D.
Trochę burczy w brzuchu, ale kilka żurawi zapuszczonych to w lewo to w prawo i już w ręku miałem kilka wafelków i morda od razu się cieszyła :).
Start ok 12:40, więc szwendam się po terenie zawodów i zaczepiam raz po rak kogoś i marudzę, że zimno, pada i w ogóle jest be. Dobija jednak 12:00 i szybka przebiórka, aby za moment być już na lali. Dobre 30minut poudawałem, że się rozgrzewam. Nie mogłem się w zasadzie zmusić do wykonania pełnej rozgrzewki i poprzestałem na kilku kilometrach kręcenia i trzech tempówkach.
Tuż przed ostatnią wpadam w zakrytą przez wodę dziurę i wypada mi na asfalt licznik. Wkurwiłem się na maxa i modliłem, aby dziesiątki aut nie przejechał po garminie. Okazało się, że mój panel montażowy nie wytrzymał opadów atmosferycznych i komputerek normalnie się po nim ślizgał.
SUPER to już jadę bez sprzętu, a RPE przy moim zaawansowaniu to za mało, aby wiedzieć czy jadę optymalnie. Nasłuchuję wyczytywanej listy startujących po sobie i słyszę siebie! Start za minutę z groszami sięgam po bidon, a tam pustka... też mi wypadł na tej dziurze. SUPER! Panika szukam Kaśki po ośrodku, dopadam auta i wpadam na linię 15sec przed startem, a wyglądałem jakbym przed czymś uciekał. Za to puls coś pięknego 165bpm jakbym wyszedł zgrzany po kresce na ring przed walką ;).
3, 2, 1 start i się normalnie z tego wszystkiego w bloki wpiąć nie mogłem. Po kilku sekundach odpalam. Głowa pełna myśli, które dostarczyłem sobie na 10minut przed startem. Takie rzeczy zawsze dzieją się przed startem.
Relacja z samej jazdy uboga w przeżycia. Raz prawie leżałem, jak się próbowałem napić to po czasówce zastanawiałem się czy nie straciłbym na tej operacji mniej jakbym stawał pił i ruszał. Pierwszy wodopój zajął mi dobre 15sekund, gdzie zwolniłem o dobre 6-7km/h. Masakra zero techniki. Czuję się jak taki bezmózgi mięśniak, który na argument odpowiada "a wpierdol byś nie chciał?".
Na nawrocie łapię za klamki i jadę do przodu :D. Okazuje się, że trzeba było je wymienić i wylatuję za trasę dobre 10metrów i zanim nawracam tracę kilka-kilkanaście sekund. Porażka popisałem się wyjątkową ignorancją mając na uwadze, że na biurku leżą nowiótkie swissstopy (nie powinienem się w ogóle do tego przyznawać). Na nawrocie okazuje się również, że na moim kole na nawrót dojechał za mną fioletowy kolega, którego mijałem gdzieś na 5tym kilometrze. Nieładnie z jego strony to i dsq na koniec dostał. Zaraz na nawrotem widzę mojego motywatora. Bardzo się do mnie zbliżył i za cel postanowiłem się nie dać wyprzedzić. Druga połówka wykonana równiej, ale bez polotu (co zweryfikowałem dopiero po). Gdzieś na 12-13km mój cień mnie wkur... na maxa. Normalnie pomyślał, że da mi zmianę... Nie dość, że po tym jak skoczył przede mnie to wybił mnie z rytmu to jeszcze nie chcąc jego wątpliwej pomocy ("musi jeszcze sporo chleba zjeść, abym jechał na jego kole - odpadł w Vidnavie, gdzie razem startowaliśmy, odpadł i w Mikstacie...), to zmusił mnie do skoczenia na lewą stroną, wybicia się z "transu". Poszło kilka nieparlamentarnych zwrotów. Niestety musiałem znowu powoli się wkręcać. Reszta dystansu to jazda i odliczanie cyferek na asfalcie 5, 4, 3... Myślałem już tylko czy dojdzie mnie motywator czy uda się wjechać przed nim. Ostatnie 500m to jazda z intensywnością z jaką powinienem jechać cały dystans... wpadam na metę czas nieznany, ale miejsce musiało być dobre, ponieważ do Marek wpadł kilkanaście sekund za mną, czyli na powrocie nadrobił do mnie zaledwie kilka sekund!

Głodny jak pieron dopadam się z Kaśką do sklepiku i krówka w gębie znowu poprawiła mi humor. Widzimy jakąś krzątaninę przy wynikach, zamieszanie, szepty. Przeczekujemy pierwszą falę i zapuszczam żurawia na listę. 3ci w kategorii i 6 open! Jak na taką jazdę biorę w ciemno, ale czas 25'57 mimo, że zajebisty to trochę budzi moje wątpliwości. Przede wszystkim dlatego, że przy średniej 44,6km/h miałbym więcej much w zębach, a pogoda gorsza jak w zeszłym roku nie za bardzo pozwalała na to, aby większość ludzi zrobiła swoje życiowe wyniki. Na szczęście różnica do Marka się zgadza, czyli sprzęt pomiarowy musiał nawalić i zwyczajnie obciął startującym (uważam ok 1m30s) od ostatecznego wyniku. Miejsce natomiast powinno się zgadzać.

Oficjalnie 6/105 i sam sobie jestem winien, że nie skończyłem na 4tym miejscu.

Wnioski:
- najgorsza z moich rozgrzewek. W ogóle nie zaadaptowałem organizmu do zbliżającego się wysiłku
- przez to, że jechałem bez licznika/pulsometru źle oceniałem RPE. Pojechałem co prawda równe, ale na ok 178bpm czyli na 87% :(. Średnio 4-6 uderzeń niżej jak powinienem, czyli dobry ząbek niżej...
- niestety jak to się mówi wiem o swoim organiźmie mniej niż niektórzy zdążyli o własnej fizjologi zapomnieć... pojechał za nisko całość :(
- podczas picia szczególnie pierwszego straciłem kilka sekund, bo z nerwów 3 razy podchodziłem do picia. Do tego zrobiłem to na 0,5% w górę, a nie 0,5% w dół, gdzie nie wyhamowywałbym tak bardzo. Otwarta pozycja, momenty bez pedałowania, masakra. Powinienem mieć plecaczek z rurką przyklejoną do policzka...
- muszę zrobić kilka treningów technicznych. Zarówno pod kątem ITT, jak i sprintów, z którym to jestem na bakier mimo, że powinien on być moją silną stroną
- nie dopieszczanie roweru zakończył się niesprawnymi hamulcami i kilkoma cennymi sekundami na nawrocie
- kolega z koła nawet jak tylko na nim siedział potrafił zająć głowę i obniżać skupienie na jeździe
- po jeździe nie czułem się wyjechany, a tak naprawdę ostatnie kilometry dopiero zacząłem się napędzać - brak bardzo intensywnych treningów daje o sobie znać
- strata do 5 i 4 odpowiednie 4 i 11 sekund to porażka. Powinienem bez problemu zrobić lepszy czas eliminując tylko jeden z powyższych błędów. Do pierwszej trójki (a szczególnie do nieosiągalnego zwycięzcy) była już znaczna.
- dopiero w domu po podłączeniu do komputera sczytałem czas i wg mnie mam ok 27m20-25s. Jak na te warunki dobry. Jak na to co robiłem na trasie czuję naprawdę duży niedosyt.

- jeden przyszłościowy moje mocne strony to sprint i jazda na czas i na niej będę się skupiał. Niestety budowa ciała i brak diety (wysoka waga - kolarstwo nie jest celem samym w sobie) nie stawiają mnie na równi z góralami i kolarzami klasycznymi (oczywiście wszystko w ramach naszego kolarstwa amatorskiego ;) )

- prywatnie nie do końca rozumiem czemu tak wiele osób przyjęło oficjalne wyniki jako swoje i się nimi chwali... dzisiaj (06 maja) widzę, że wyniki są ściągnięte ze strony i mam nadzieję na jej aktualizację


Kategoria Wyścig


  • DST 20.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 30.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka i rozjazd

Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0

.


Kategoria Trening outdoor


  • DST 1.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 2.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fitness

Czwartek, 2 maja 2013 · dodano: 02.05.2013 | Komentarze 2

Tak tylko, aby pobudzić krążenie. Zmęczenie po wczorajszym nad wyraz małe. Chciałem za wszelką cenę jechać do Poznania, ale samemu to za droga impreza. Wobec tego jutro ITT w Żmigrodzie. Będzie dobrze mimo pewnych braków, na tym okresie przygotowań :).
Zamiast trzymać wagę to od rana szamię ciasto, że aż mnie brzuch boli. Przyszło dobre 1,5kg. Obżarstwo zła rzecz. Dobrze, że jutro płasko ;).

Ps. Zmieniłem łańcuch - dotychczasowy był o 1,5 ogniwa dłuższy od zamiennika :D. Koronki tytan 17, 18, 19, 21 RIP. Trzeba było montować bardziej uniwersalne 11-23. Szkoda, a naprawdę na nich mało jeździłem.
Przyznaję jest sztywniej i jak to mówi nasz klubowy klasyk: Srek jęczy jeszcze donośniej.


Kategoria Trening indoor


  • DST 98.50km
  • Czas 03:03
  • VAVG 32.30km/h
  • HRmax 142 ( 70%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miał być rozjazd

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 0

Miałem zrobić rozjazd, ale wprosiłem się na robienie wytrzymałości,którą zaplanował Piotrek z Arkiem i Tomkiem.
Noga jak no to, że byłem świeżo po wyścigu naprawdę dobrze pracowała to postanowiłem zaangażować się w kręcenie na czubie.
Przebieg dość schematyczny na kole w 1 do 2 strefie intensywności, na czubie 2 do 3. Natomiast zmarszczki i wykończenia podjazdów w 3 do 4 tak, aby pobudzić organizm. Wyczytałem ostatnio, że podczas robienia wytrzymałości jest to bardzo ważne, aby organizm pobudzać i poprzez takie bodźce utrzymywać obciążenie organizmu na właściwym poziomie podczas długich "leniwych" odcinków.
Garmin niestety zamarł za Czeszowem (zapomniałem go wyłączyć po wyścigu i działać długo za długo), ale od tego miejsca w zasadzie z akcentów był już tylko atak na grochową, gdzie nie chcąc wchodzić w bloki i zaginać się na maxa, aby utrzymać intensywność przerwałem na ostatnich 400m (jeżeli nie możesz wykonać powtórzenia z zadaną intensywnością odpuść i daj odpocząć organizmowi).
Pod Piersno na kadencji na czuje, gdzieś w okolicach 160-165bpm.
Pod Skarszyn wybuch mocy i tutaj brakło 100m, ale poszedłem bardzo mocno. W zasadzie miałem już od tego miejsca odpoczywać, ale najpierw Piotrek nie chciał za bardzo rozmawiać i podkręcił tempo, a przed Pasi Arek zabrał zmianę i pognał jak się okazało na tablicę. Jak zobaczyłem co się dzieje to nie mogłem sobie odpuścić i skoczyłem, a za mną Piotrek w zasadzie jeszcze za tablicą się rozpędzałem, ale już nie było do czego się ścigać to odpuściłem :P. Cieszę się, że moc była na dobrym poziomie do samego końca.
Od Pasi rozjazd. Z początku mięciutko, a przez miasto ciut ciut mocniej, bo nie chcąc stać na światłach, które już znam na pamięć musiałem momentami odrobinę zwiększać intensywność ;).

Hravg trochę szacuję, ale od Czeszowa było łatwiej, więc ok 142-143bpm.

Jestem ciekawy czy mam szanse teraz się zregenerować i być wstanie pojechać ITT na poziomie. Zastanawiam się też na wyścigu w poznaniu na torze mhmm. Świeżość zadecyduje. Naprawdę mam nadzieję, że nie przesadziłem :).




Kategoria Trening outdoor


  • DST 65.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 38.24km/h
  • HRmax 161 ( 79%)
  • HRavg 181 ( 89%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Vidnavské okruhy

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 10

Noc spędzona u miłych Państwa w Trzeboszowicach. Wyspałem się jak nigdy, ale muszę przyznać, że chyba zapomnieli nagrzać i poza kocem było powiedzmy zimno ;). Rano budzę się, a za oknem mokro i mżawka, a ja już wczoraj zauważyłem, że zapomniałem o bluzie i modliłem się o słońce. Co zrobić śniadania, toaleta i w drogę. Padł plan przybycia na start na rowerze w ramach rozgrzewki i jak zwykle niezorganizowany wyjeżdżam na Vidnavy samochodem. Odbieram numer idę się przebrać i ... brakuje kasku. Zostawiłem w domu. 9:15, więc trzeba się spiąć. W drodze po kask złamałem wszystkie możliwe zakazy i o 9:40 jestem z powrotem. Szybkie przebranie i rozgrzewka. Miałem na nią jeszcze 10 minut :D.
Przed startem organizator coś tam zaciągał do tłumu. Pewnie tłumaczył trasę, a jedyne co zrozumiałem to Start ostry po wyjeździe z miasta. Każdy jak widać wyciągnął z tego wszystkiego to co potrzebował.
Dodam tylko, że byłem dzisiaj JEDYNĄ osobą ubraną w pełni na krótko. Specjalnie zapuściłem żurawia, aby się upewnić, że tylko mi jest ciepło ;). Wtopa na maxa.
Ruszamy i pod pierwszy podjazd, który wczoraj wykonałem bez precyzyjnego sprzętu pomiarowego spoglądam na cyferki. Wczoraj coś ciężko mi szedł z blatu (53/19-21), a tu okazuje się, że kopie do 8% :D. To ci niespodzianka drugi zaraz za nim i już widzę 10%. Masakra NIE ta impreza. Co prawda krótkie te kopnięcia acz treściwe. Zapomniałem dodać, że mży, nawierzchnia jest morka, ruch otwarty i jedziemy w około 50ciu. Pierwszy zjazd i już widzę co się będzie działo. Będzie ściganie. Przy mojej nienagannej technice po głównym zjeździe zamiatam ogony. Co skutkuje tym, że po każdym wyhamowaniu moim zadaniem jest nie tyle utrzymanie koła ostatnim, a przeskoczenie ich i doszusowanie do peletonu. Mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie sprinty podczas tego wyścigu zrobiłem na dwóch pierwszych kółkach :D.
Na zjeździe pod koniec pierwszego okruha przy 55-60km uderzam w konar wielkości przedramienia. Huk ogromny, zaraz po tym na 30cm ode mnie przy porównywalnej prędkości przejeżdża autp i na dokładkę znowu chwilę po mijam bidon o 5-10cm. Myślałem, że rozwaliłem koło do tego pozostałe zdarzenia sprawiły, że posrałem się na maksa. Na chwilę włączyła mi się czerwona lampka i przez asekuracyjna jazdę straciłem 100-150m do peletonu. Otrząsnąłem się, małe ITT połączone z testem do odmowy i już siedzę na kole.
Po przygodach pierwszego kółka drugie pojechałem równie tragicznie taktycznie. Na kopnięciu poszła ucieczka zaraz za nią druga, ale ja nawet nie byłem wstanie przeskoczyć na przód, a co dopiero myśleć czymś podobnym. Do tego braki w technice mówiły mi, że o wiele lepiej mi będzie w peletonie. W końcu wpadłem na trening/po naukę.
Pod koniec drugiego okrążenia myślę sobie czy by czasem nie nie zjechać, bo przeżyć dostarczyłem sobie jak za miesiąc jazdy, ale co tam jedziemy dalej.
Trzecie okrążenie zrobione o wiele lepiej jak dwa poprzednie wjeżdżałem, gdzieś w połowie, a na zjazdach byłem już regularnie, gdzieś w 3/4 peletonu przez co jechałem zdecydowanie ekonomiczniej. Widać zresztą po wykresie tętna, że podczas drugiej części było niżej. W zasadzie kółko bez historii. Coś próbowałem się przesuwać do przodu, ale bez rewelacji.
Czwarte to najpierw czarowanie pod pierwsze podjazdy, ale nic z tego nie wynikło i znowu zaczęła się zabawa w zjazdy. O dziwo na głównym zjeździe udało mi się przedostać na 5-6 pozycję i ją utrzymać, ale na wypłaszczeniu wyrosły boki i znowu zamknięty w środku. Nieciekawie. Chciałem skoczyć na przedostatnim podjeździe, ale ten sam pomysł miało kilka osób. Co zrobić, że pomysł ten sam jak mocy brakowało i zablokowali boki. No nic jedziemy razem. Zjazd i znowu sekcja pod kolejno 8% i 10% znowu zasadzam się z boku, a tu wyrastają mi przed oczami sporo wolniej jadący luzie startujący po nas. Z połowy stawki czyli całkiem niezłej pozycji do finiszu ląduję pod sam koniec i ostatnie 500m to przesuwanie się do przodu. Już bez większego zaginania się objeżdżam kilkanaście osób, a bez większego, bo przede mną kolejne kilka i widziałem, że nie ma szans z nimi powalczyć.
Ciekawostką jest to, że miejsca w peletonie ustalane były według kolejności w jakiej ustawiłeś się do ściągania numerków i w ten sposób zostałem oszukany o 3-5 pozycji, bo ja zacząłem kręcić spokojnie, a ludzie lecieli na zabój do korytarzyka Każdy niuans decyduje o pozycji xD.

Miejsce podejrzewam,że gdzieś 25-30 na XX. Jeżeli znajdę wyniki to zaktualizuję.

Wnioski:
- brak techniki na maxa. O ile na płaskim sobie radzę to na zjazdach z ostrymi zakrętami, przy mżawce i mokrej nawierzchni to jadę jakbym miał dwójkę dzieci i trzy kredyty do spłacenia.
- jestem bardzo zadowolony z tego, że forma pozwoliła mi na spokojne utrzymanie się w peletonie. Ani na chwilę nie byłem zagrożony odpadnięciem, a wraz z upływem czasu było mi łatwiej.
- 3i4 kółko już zdecydowane lepiej przejechane. Zgrabniej wchodziłem w zakręty, mniej latałem po całej szerokości ulicy na korzyść trzymania linii
- brak doświadczenia nie pozwoliło mi również dobrze się ustawić przed finiszem
- widzę, że mam problem z finiszowaniem. Nie do końca umiem ocenić to na co mnie stać na nich. Zaczynam za późno zdecydowanie za późno i za słabo. Kreskę mijam podczas rozpędzania się, a jak inni finiszują to ja do nich tracę, bo nie mam tego timingu.
- dzisiejszy start nauczył mnie kilku rzeczy i muszę przyznać, że nic jak tego typu jazda nie pokazuje lepiej, gdzie masz braki i co musisz przetrenować
- wyścig nie przejechany na maxa, ale jakbym był na czubie pewnie miałbym na ten temat inne zdanie
- to była najbardziej dynamiczna jazda w moim życiu!:)
- wyścig przejechany na 2/3 bidonu i dwóch kęsach - niesamowita ekonomiczność w porównaniu do choćby Żądła Szerszenia

Pulsometr na początku coś nie reagował i dopiero po kilku minutach zaczął pokazywać właściwe wartości.

PS. Nie zdziwcie się jak w miejscu klub będzie napisane: Katarzyna Czesław. Czeszka poszła po bandzie i spisała mój dowód od A->Z i coś czuję, że tak to się skończyło %-).


Kategoria Wyścig


  • DST 33.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 26.40km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rekonesans

Wtorek, 30 kwietnia 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 0

Rekonesans przed wyścigiem i sprawdzenie głównych podjazdów. Nie będzie łatwo, będę przepychał xD.


Kategoria Trening outdoor


  • DST 82.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 27.33km/h
  • HRmax 150 ( 74%)
  • HRavg 117 ( 57%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd po treningu

Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 0

Tak sobie dzisiaj jeździłem, gaworzyłem, ale przy okazji i przemyślałem to co wczoraj nadziałałem. Z perspektywy wczorajszego dnia bardzo żałuję, że nie pojechałem do Brodnicy na zabawę w grupie.
Maratony poza górskimi i chyba jednak dalej tym domowym trzebnickim raczej odejdą z mojego kalendarza. Wyjechałem się wczoraj jak nigdy, ale poza zmęczeniem i poczuciem dobrze wykonanej pracy brakuje tej szczypty satysfakcji z jazdy w grupie z ludźmi. Oglądania jak ten peleton żyje, reaguje, tasuje się. Odpuściłem Brodnicę na rzecz tempówki i dogorywki :). Pewnie inaczej bym to odbierał jakbym miał inną grupę :).

Dzisiaj rozjazd. Wyszedł długi czasowo, ale bardzo spokojnie przebiegł. Byłem do tego bardzo zmęczony co dodatkowo zbijało puls. Jeszcze nie zdarzyło mi się, abym po przejechaniu 21km na miejsce zbiórki czekając przy rowerze na resztę grupy wbił 50bpm ;).
Mam nadzieję, że odzyskam świeżość do środy. Jutro jak pozwoli organizm spróbuje skręcić coś szybkiego.

Dzisiaj powyżej 135bmp przez pierwsze dwie godziny trochę mnie przyduszało ;). Ostatnia godzina to już lekkie odblokowanie i jazda była zdecydowanie bardziej swobodna.

Trasa bez pewnych fragmentów, gdzie wyłączyłem omyłkowo garmina
%Hrmax niestety względem 204bpm. Nie będę miał w najbliższym czasie możliwości, aby to zaktualizować.


Kategoria Trening outdoor