Info
Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2014, Kwiecień6 - 2
- 2014, Marzec29 - 18
- 2014, Luty35 - 7
- 2014, Styczeń38 - 5
- 2013, Grudzień22 - 2
- 2013, Listopad29 - 6
- 2013, Czerwiec5 - 0
- 2013, Maj33 - 19
- 2013, Kwiecień31 - 36
- 2013, Marzec21 - 25
- 2013, Luty21 - 19
- 2013, Styczeń28 - 13
- 2012, Grudzień35 - 15
- 2012, Listopad34 - 19
- 2012, Październik26 - 20
- 2012, Wrzesień26 - 22
- 2012, Sierpień28 - 13
- 2012, Lipiec26 - 11
- 2012, Czerwiec21 - 11
- 2012, Maj1 - 0
- 2012, Kwiecień27 - 15
- 2012, Marzec30 - 20
- 2012, Luty15 - 18
- DST 71.00km
- Czas 01:54
- VAVG 37.37km/h
- HRmax 187 ( 92%)
- HRavg 158 ( 78%)
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikstat
Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 0
6:30 i budzi mi oznajmia, że pora wstać. Już nie pamiętam kiedy tyle razy z rzędu wstałem skoro świt w wolne dni. Gdyby nie to, że do Mikstatu miałem pojechać z Krzyśkiem pewnie wołami by mnie wyciągali z łóżka.
Szybkie śniadanie, toaleta i już w drodze na młyn. Niestety była potrzeba kupienia na gwałt jakiejś opony na przód, ponieważ zapasówka, którą mam delikatnie mówiąc jest przetarta do oplotu momentami i na wyścig z nią nie pojadę. Łażę i łażę, a tu niestety same sparciałe kapcie aż oczom moim ukazała się oponka drutowana Vredestein Ricorso. Szczerze normalnie bym jej nie kupić do szosówki, a przeznaczył raczej do ostrego. Jednak brak wyboru i kształt bieżnika, który bardzo mi się spodobał skłonił mnie do zakupu tego ponad 300g klamota. 15zł nie moje, biznesu nie zrobiłem, ale mam pancerniaka na treningi :).
U Krzyśka 8:40 -> na miejscu 10:10. Start przewidziany na 11:00, więc czasu sporo. Leniwie szykuje się do startu. W międzyczasie dojeżdżają chłopaki z teamu. Znalazło się jeszcze 10minut na rozgrzewkę, a tak naprawdę na sprawdzenie czy noga jest do użytku. Trochę się przeraziłem jak przy 71% tętna maksymalnego nogi powiedziały, że więcej nie chcą, a oddech był delikatnie mówiąc niemiarowy :D. Czułem, że dzisiaj co najwyżej postatystuję kilkanaście kilometrów i spłynę, gdzieś hen hen.
W drodze na miejsce startu zgubił nam się Krzysiek i tym sposobem jeszcze przed wyścigiem nasz czarny koń kategorii A został wykluczony z wyścigu. Ja jeszcze chciałem wcisnąć organizatorowi lewy dowód osobisty, na którym mam 22lata, ale jego czujne oko i mój bujny niegolony od tygodnia zarost zniweczyły misterny plan.
Nogi w tym czasie powiedziały, że nie jest tak źle i może uda się je rozkręcić.
Startujemy i od początku na prośbę organizatora kilometr honorowy wśród dziesiątek marsjańskich kraterów, które również wielkością przypominały stare poniemieckie okopy :). Zaraz po ostrym starcie zjazd i jak zobaczyłem, że przekroczyliśmy 55km/h to już byłem zadowolony z wyniku i niemal osiadłem na laurach. Zaraz na pierwszych kilometrach skacze Arek wraz z kolegą OTR. Zrobiło się dobre 100m i pomyślałem, że spróbuję przeskoczyć, a raczej sprawdzić czy chłopaki chcą dzisiaj pohasać. Mały wybuch mocy obracam się, a tam całe stadko. Co zrobić przecież nie będę kasował różnicy i tak już zrobiłem prawie połowę roboty :(. Później głównie za sprawą niezrzeszonych ucieczka została skasowany.
Po czym skoczył samotnie kolejny kolega z OTR i po tym jak go wypuściliśmy na dobre 300m to on niebezpiecznie zbliżył się do samochodu sędziowskiego. Dobrze, że nic się nie stało, bo chwila nieuwagi i wypadek gotowy. Na szczęście po kilku kilometrach drogę miał już wolną Na wykończeniu pierwszego kółka. Chłopaki widziałem, że coś organizują i ciekawy przesuwam się do przodu. Miałem rację poszedł bączek, pod którego się podłączyłem. Chwila moment i z 300m przewagi uciekinierowi zostało ledwie kilkanaście. Z tyłu też się lekko zakotłowało.
Druga pętla zaczyna się od żwawego zjazdu po czym podjazd i fragment z dziurami zrobiony solidnym tempem. Widziałem, że Arka świerzbi, aby dzisiaj uciec i potrzebował tylko zapalnika do tego. Z początku miałem z nim pójść, ale tempo na zjeździe na to nie mogło pozwolić. Przed pierwszym podjazdem zaraz za zakrętem wyskakuje z peletonu za mną poszedł Krzysiek, na którego poczekałem i równo po zmianach, aby wymęczyć OTR. Widziałem, że na tym fragmencie wyścigu przy mojej dyspozycji nie oderwiemy się od peletonu na stałe, ale wystarczyło to, aby zaangażować główne armaty OTR do pogoni.
Kilka minut takiej zabawy i dostaliśmy berka, ale nie pomyliłem się wymęczonych kolegów skontrowali Arek z Kamilem i w zasadzie po kilku chwilach widać było, że jeżeli chłopaki nie poszli za mocno to szykuje się sukces. W międzyczasie kilka udawanych zmian głównie ze strony Roberta i Michała robiło bardzo dobrą robotę i chłopaki powoli odjeżdżali. OTR nie był wstanie zorganizować pogoni i pojedyncze osoby nie były wstanie nadrobić dystansu.
Ja natomiast zacząłem upatrywać kto może nam zagrozić w zdobyciu 3ciego miejsca na pudle. Upatrzyłem sobie kolegę w fioletowej koszulce (Błażej jeżeli się nie mylę) i widziałem, że mocno pracuje na podjazdach i stara się trzymać w czubie. Wyskoczyłem i rzeczywiście skoczył za mną, a za nim cała reszta :).
Na początku 3ciego kółka w dół pociągnął nas Michał i (jak się okazało dla mnie po wyścigu) zaraz na pierwszej zmarszczce zaciągnął myśląc, że kończymy wyścig. Ja obserwowałem kolegę w fioletowym i trzymałem się go jak rzep. Bardzo mocno mnie wprowadził pod górę. Przed szczytem chwila luzu. Zjazd również luźno.
Nikt już teraz nie chciał tracić za wielu sił oszczędzając na finisz. Ja się na niego nie nastawiałem i zaraz dziurawym odcinku skaczę, aby zagotować cel. Obracam się, a tam Krzysiek ciągnie bandę. No to ładnie - sobie pomyślałem. Zwolniłem, chwila luzu i na pierwszym podjeździe poprawiam. Znowu widzę Błażeja, że nie chce tego puścić. Kasuje mnie i wykańcza podjazd. Miałem nadzieję, że trochę go to kosztowało, bo ja musiałem się niemało spiąć, aby wciągnąć się za nim na szczyt.
Luźny zjazd i już w zasadzie ostatni podjazd. Pytam Krzyśka czy lecimy jeszcze raz zaatakować. Coś nie chciał, tempo spadło bardzo, a mi to nie odpowiadało wyszedłem, na krótką zmianę, która rozruszała towarzystwo. Później pierwsze skrzypce zagrali Błażej wraz z kolegą z OTR. Coś tam się zakotłowało i ta dwójka wraz z Michałem zaczęła odskakiwać. Dwa razy depnąłem, siła o dziwo była to pomyślałem, że pójdę za nimi. Najpierw udaje się doskoczyć do Michała, później jak zobaczyłem, że Błażej się ogląda to poczułem krew i zapiąłem co było pod nogą. Ostatnie dwieście metrów to powiedzmy sprint w siodle w górnych chwycie, bo zwyczajnie nie było z czego wejść w bloki po wczorajszym. Jakoś udało się wygrać :). Jeszcze gdzieś przed metą zobaczyłem w lewym lusterku Michała i wiedziałem, że mamy pierwsze 4 miejsca :). Sukces.
Wnioski:
- pierwsze kilometry bardzo ciężko, ale o dziwo puls dość szybko zaczął reagować lepiej jak na wczorajszym treningu
- trochę skilla nałapane
- finisz tragiczny. Z takim czymś to mogę co najwyżej "schrupać" ogórka. Muszę poświęcić kilka treningów na trening sprinterski, ale zanim to muszę coś o nim poczytać :)
- a i jeszcze jedno wstyd się przyznać, ale zrobiłem na finiszu HRmax 187bpm. Pod koniec zeszłego sezonu byłem wstanie przy tej intensywności lecieć na podjazdach, a na 30minutowych testach podchodziłem pod 195bpm ;). Jednak to dobry prognostyk. Może się otworzę w końcu.