Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy marathonrider.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:1296.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:53:36
Średnia prędkość:24.20 km/h
Maks. tętno maksymalne:186 (91 %)
Maks. tętno średnie:172 (83 %)
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:41.84 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 48.00km
  • Czas 01:11
  • VAVG 40.56km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

TTT Leśnica wokół Góry św. Anny

Sobota, 20 kwietnia 2013 · dodano: 21.04.2013 | Komentarze 3

Rano jakoś dobrze mi się leżało w łóżku, a jeszcze lepiej patrząc na pogodę za oknem. Chmur, zimno, wietrznie i zbierało się na deszcz. Jednak było dzisiaj miejsce na południu Polski, gdzie miało być gorąco.
Poranna wymiana uprzejmości i o 9tej z minutami zaspany siedzę w aucie, które przetransportowało mnie do niejakiej Leśnicy w okolicy góry Św Anny, gdzie miała się dzisiaj odbyć czasówka drużynowa. Pierwszy w zasadzie sprawdzian formy, która ma przyjść w okolicach czerwca. Zobaczymy jak to będzie, bo jeszcze doświadczenie w planowaniu szczytu formy niewielkie. Wracając do wydarzeń dnia. Podczas podróży próbowałem opanować tajemną technikę zbijania tętna minimalnego kiedyś zaprezentowaną przez Marcina. Kilka sztuczek podpatrzyłem, ale do zawodowstwa jeszcze daleko. Ponoć trasa przebiegła spokojnie z kilkoma odbiciami krajoznawczymi po drodze.
Do Leśnicy wpadamy w zasadzie na samo losowanie, gdzie dowiadujemy się z marszu, że będziemy startować pod sam koniec. Minusem był nasilający się wiatr, ale ważniejsza była rozgrzewka, na którą byłoby mało czasu, gdybyśmy startowali na początku. Do samego startu każdy (Arek, Dima, Lesław, Krzysiek i ja :) przygotowywał się w swój tajemny sposób. Ktoś tam chomikował, ktoś znowu próbował zrzucić jak najwięcej wagi w plenerze czy też przepalić nogę pod wiatr.
Jako, że drużynowo jechaliśmy ze sobą pierwszy raz, a z dwoma kolegami pierwszy raz odnosił się dosłownie do pierwszego spotkania. Nie do końca wiedzieliśmy jak się ustawić, czego oczekiwać, jak dobrać intensywność.
12:44 czas ruszać. Od razu wpadamy na wisienkę na torcie czyli zabawa w podjazd na górę Św. Anny. Głośne tego nie powiem, ale marzył mi się na szczycie finisz. Nawet gdybym miał się tam wgramalać dwa razy :). Rusza Krzysiek rozkręcił całkiem fajne tempo, aby się wprowadzić, ale po zmianie moja gorąca głowa (która dzisiaj dała o sobie znać kilka razy) sprawiła, że po zmianie odskoczyłem. Chłopaki musieli się bez sensu zaginać. Wszystko trwało moment, ale po co ma w ogóle to się dziać. Okazuje się, że na podjeździe gubimy Lesława, ale prowadzący w tym momencie Dima mówi jedziemy. Przydało się jego chłodne spojrzenie i konkretna decyzja. Dodatkowo jak na prawdziwego górala w momencie kiedy kopnęło nadał równe tempo. Dla mnie optymalne co widać po tętnie (bardzo fajnie dzisiaj reagowało - była świeżość to cieszy). Ani się nie zagotowałem, ani nie miałem w głowie myśli "może wyjdę na zmianę".
Na szczycie spotyka nas obraz nędzy i rozpaczy. Mam na myśli stan drogi na zjeździe. Arek rozpoczyna zjazd. Ja przejmuję pałeczkę, ale coś mnie blokowało przed dokręceniem i dość szybko zszedłem. To była moja najsłabsza i najkrótsza zmiana. W zasadzie prawie cały odcinek do nawrotu w Strzelcach to koszmar kolarza. Nam nie pomagało to, że dopiero się docieraliśmy, a maszyna zaczęła działać dopiero koło 15stego kilometra. Mi się udało dać kilka równych zmian, ale też kilka razy poszedłem za mocno tracąc swoje oraz chłopaków siły i czas na lepienie. Odcinek ten zrobiłem powiedzmy za słabo. Za duże rezerwy zostawiałem schodząc ze zmian, które mogłem dawać mocniejsze.
Nawrotka i tutaj zjazd DK. Można powiedzieć, że był to popis ciężkich naszego składu. Arka i mój. Można powiedzieć, że grawitacja sama Nas ściągała na dół przez co przelotowa na tym odcinku była zawodowa :). Czy mogłem ten odcinek pojechać lepiej? Pewnie tak, ale byłbym niesprawiedliwy jakbym powiedział, że nie wykonaliśmy jako drużyna na tym fragmencie dobrej roboty.
Nawrotka w kierunku Kędzierzyna-Koźle i się zaczęło. Droga ponownie KOSZMAR. Do tego pracował we spół z drugim przeciwnikiem wiatrem. Od nawrotu z początku boczny, a przez ostatnie kilometry już w twarz. Stan nawierzchni mocno wybijał nas z rytmu, ale nauczeni spędzonym wspólnie czasem dawaliśmy mocne równe dobre zmiany. Tutaj puls może nie tak wysoki jak w środku sezonu, ale nie spadał. Czy na kole czy na czele nie chciał reagować.
Na jednej z dziur tuż przed decydującymi ostatnimi pięcioma kilometrami wyłącza mi się licznik. Trochę mnie to denerwuje, ale byłem zbyt skupiony na jeździe, aby z tym walczyć. Te 5 kilometrów to już jazda z wiatrem w twarz do tego z nieprzyjemnym ciągłym wzniosem. Tutaj pracowaliśmy głównie ja Krzysiek i Arek. Zmiany krótkie, a utrzymanie czoła przez minutę wiązało się z tytaniczną pracą. Tętno szybowało, a każda sekunda trwała dwa razy dłużej. Pojawiły się też napisy 3000m 2000m 1000m. W zasadzie nie patrzyłem na puls. Gapiłem się jak dureń w ziemię, szukałem jak idiota tej głupiej farby i nie myślałem o paleniu w nogach. Tu już nikt nie miał rezerwy. Kto mógł prowadził, a jak nie mógł to musiał. Musiał trzymać koło, aby nie oddać sekund walkowerem. Kilometr do mety wyłączyłem światło i do prawie samego końce prowadziłem nas ile mogłem, aby w trójkę z Krzyśkiem i Arkiem wpaść na metę po 1h10m43s od momentu przekroczenia jej po raz pierwszy.
Krótka rundka wokół rynku. Mętlik w głowie. Było dobrze? Źle? Czy daliśmy z siebie wszystko? Uciekamy na rozjazd, a wracając z powrotem chłopaki się pytają nas czy wiemy, że jesteśmy drudzy? DRUDZY?! Z niedowierzaniem podjeżdżamy do sędziego i wszytko się zgadza. Chłopaki z pierwszego składu zameldowali się najszybciej. My półtorej minuty za nimi. Wielki sukces. Sukces Nas wszystkich.

Dzięki chłopaki, że dane mi było z Wami dzisiaj pojechać. Gratulacje dla zwycięzców. Gratulacje dla wszystkich, którzy zmierzyli się dzisiaj z sobą i z niesprzyjającymi warunkami!

Wnioski:
- samo przygotowanie do wyścigu. Jak na początek sezonu bardzo dobre. Intensywność wyścigowa jest mi jeszcze obca, ale to co we mnie aktualnie drzemie było dzisiaj dostępne :).
- pierwsza część wykonana zdecydowanie ze zbyt niską intensywnością
- cały wyścig jak na godzinę z mały okładem wykonany pod progiem jaki jestem wstanie osiągnąć. Mogę to zwalić na małą ilość kilometrów wyścigowych :).
- sama jazda TT zdecydowania lepsza i lepsza za każdym razem. Nie nosiło mnie tak po drodze jak to było na pierwszych treningach. Nawet boczny wiatr nie robił na mnie większego wrażenia
- pozycja w zasadzie optymalna. Mógłbym jeszcze powalczyć z wysokością podpórek. Spróbuję, ale nie wiem czy ten centymetr będzie decydujący.
- sam sposób jazdy lepszy i lepszy noga-biodro dzisiaj już pracowała na fajnym poziomie. Pozycja stabilna i brak bólu w newralgicznych miejscach.
- puls mimo, że nie wzbija się tak wysoko jak powinien to reagował dobrze i powolutku przyzwyczajam organizm do 5tej strefy.
- chyba każdy dzisiaj mi powiedział, że mam brudny rower i że powinienem o umyć :D
- tak sobie pomyślałem o rzepie, który trzyma mi się koła bez względu na to ile dołożę :)


Kategoria Wyścig


  • DST 15.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 30.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka i rozjazd

Sobota, 20 kwietnia 2013 · dodano: 21.04.2013 | Komentarze 0

Rozgrzewka i rozjazd


Kategoria Trening outdoor


  • DST 1.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 2.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

30minut

Piątek, 19 kwietnia 2013 · dodano: 19.04.2013 | Komentarze 0

dłubania w nosie. Tak, aby pokręcić przed jutrem. Na więcej brak chęci mamy już 20:20, a ja dopiero skończyłem :(.


Kategoria Trening indoor


  • DST 55.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 31.43km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening ITT z Piotrkiem

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · dodano: 18.04.2013 | Komentarze 1

Udało mi się namówić Piotrka, aby mi potowarzyszył na treningu ITT Bardzo mnie to cieszy, bo trening samemu ostatnimi czas nie sprawiał mi za wiele korzyści. Bardzo mocno spadła mi regularność, a waga poszła do góry ;).

Dojazd na spotkanie z wiatrem za ucho spokojnie na kadencji trochę porozkręcałem nogę. Po wjechaniu na obwodnicę nie zauważam Piotrka, więc wyruszam mu na przeciw jadąc na 85-90% mocy, aby się przepalić. Wyszła z tego 10ciominutowa jazda ITT z wiatrem za ucho.
Przez przypadek udało się wykręcić na dystansie 7,84km czas 10minut, a czas ruchu (wyłączyłem stoper chwilę po) 9m49s co dało słodką średnią 47,9km/h przy Hrśr 172 (84%).

Bardzo motywujące, ale widziałem, że w drugą stronę za to będzie ciężko i było. Na rondzie zdzwaniam się z Piotrkiem i okazuję się, że czeka w Siechnicach... No nic wyjechałem mu na spotkanie i jak tylko ruszyłem zobaczyłem co mnie czeka. Spotykamy się i nawracamy do Kamieńca. Wolałem pierwszą część zrobić pod wiatr, aby lepiej kontrolować zmęczenie w drugiej części.

Chwila kręcenia, zabawa licznikiem i startujemy. Początek pojechałem ciut mocniej niż powinienem i od razu wpadłem w puls przelotowy :). Na 2%wej zmarszczce miałem bardzo duży problem z przełożeniami przez ce przejechałem ten fragment za twardo, przez co za wolno i bardzo mocno w tym momencie zmęczyłem nogi. Cały odcinek do nawrotu z mocnym wiatrem w twarz. Pod koniec pierwszej kreski straciłem rytm i dodatkowo sahara w ustach sprawiła, że zawróciłem 600m przed rondem. Może bez sensu, ale tak wyszło i tyle. Przy nawrocie napiłem się (przez brak pewności przy prowadzeniu roweru, który to mnie częściej prowadził niż ja jego) nie piłem poza nawrotem. Bardzo to obniżało moją zdolność do jazdy.
Po nawrocie pojechałem porównywalnie mocno jak na przy kresce dojazdowej do Kamieńca jednak starałem się na podjazdach jechać bardziej twardo, aby zmuszać nogi do rozkręcania młyna na mini zmarszczkach. Nie wychodziło to za dobrze przez co sekundy uciekały, ale nie było one dzisiaj tak ważne.
Na rondzie po przejechaniu 14,37km stawiliśmy się po 20m39s biorą pod uwagę to, że na nawrotce straciliśmy 15-20sek, a na trasie zrobiłem sporo (naprawdę bez kurtuazji) błędów Można by urwać na bank 40sec przy płynnej jeździe i odpowiednim prowadzeniu roweru. Ostatecznie źle nie wyszło. AVS 41,7km/h przy Hrśr 179 (88%). Bez nawrotu byłoby ok 42,4 ;).

Chwila pogaduch i dużo spokojniej w drodze powrotnej

Purystą prędkościowym nie jestem (od jakiegoś czasu), ale AVS z jazdy na poziomie 35,1 motywuje ;).

Wnioski:
- pozycja niemal optymalna, czuję się tylko trochę zbity
- trochę mnie dzisiaj prowadziło
- problem z przerzutkami wybijał z rytmu
- brak picia podczas jazdy bardzo mnie ograniczało
- twarde odcinki nie przynoszą korzyści
- jeżeli miałbym po każdych 3-5minutach minutę dla siebie na ustabilizowanie rytmu i łyka wody poszedłbym dużo mocniej
- nie doprowadziłem organizmu do zaburzania rytmu oddechu przez co jechałem ze sporym zapasem
- nagi po kilku minutach zaczęły palić i w zasadzie paliły już do końca (kilka razy po nawrocie poluzowałem przez co odpoczywałem - odpoczywałem podczas czasówki)
- organizm był w zasadzie zregenerowany, a przy tym wysiłku palenia nóg chyba nie wyeliminuję
- Piotrek trzymał się jak rzep, czyli chyba nie było tak mocno

Szkoda, że nie mam jeszcze tygodnia dwóch na treningi, bo nie jestem w ogóle w gazie. Tego typu treningi dodatkowo mocno pomagają przy zwykłej jeździe.


Kategoria Trening outdoor


  • DST 20.00km
  • Czas 00:50
  • VAVG 24.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pancerne koła treningowe?

Środa, 17 kwietnia 2013 · dodano: 17.04.2013 | Komentarze 1

Jutro też jest dzień.
Może jutro się uda zrobić trening. Dziś już nie mam ochoty na nic idę coś zjeść...


Kategoria Trening outdoor


  • DST 30.42km
  • Czas 01:10
  • VAVG 26.07km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsze testy

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · dodano: 16.04.2013 | Komentarze 1

Znowu siedziałem za długo w pracy. Wniosek jeden mi się nasuwa, ale może lepiej nie pisać o tym głośno. Przez co nie miałem czasu na dopieszczenie roweru przed treningiem i zrobienie rozgrzewki.

Wstydziłbym się napisać, że to co dzisiaj zrobiłem było treningiem. Dlatego dyplomatycznie nazwę to przymierzeniem się do roweru.
Rozgrzewka
Przelot
Zważenie się...
Powrót w chłodzie

Ustawienie:
- za nisko siodełko!!! Może nawet o 0,5cm
- przerzutki dziwnie pracują muszę pogrzebać
- podpórki za wąsko
- zastanawiam się czy siodło nie za blisko, ale podniesienie powinno załątwić sprawę
Muszę jutro podczas rozgrzewki ustawić się w kilku pozycjach!

Wnioski:
- zmęczony jak szlag. Po takim weekendzie jaki miałem potrzebuję jednak dwóch dni regeneracji.
- przelot na Hravg 166 (81%)... średniej nie skomentuje, ale gorzej już być nie może. To cieszy.
- złe ustawienie sprawiło, że pracował w zasadzie tylko czworogłowy. Nie dość, że zmęczony, nie rozgrzany, wyizolowany. To jeszcze palił żywym ogniem. Reszta ciała wyizolowana i nic nie szło z biodra. Kadencja betonowa.
- zbyt zbita sylwetka, albo się bardziej rozsiądę/rozłożę, albo muszę siodło cofnąć
- płuca za mocno ściśnięte
- nawet nie dałem rady zmęczyć aparatu oddechowego
- straciłem pewność siebie i tragicznie wchodzę w zakręty
- trasa, którą jechałem jest mi tak znana, że niedobrze mi się robi na jej widok. Do tego ruch na tej drodze zwielokrotnił się od ostatnich lat. Jest niebezpiecznie.
- jakieś muszki mi wpadły do oczu przez co prawie straciłem wzrok na chwilę ;)
- przedramiona dostały swoje. Albo to zasługa "poduszek", ale brak jazdy w tego typu pozycji

Było zimno, brak motywacji, zła atmosfera w pracy, głowa mówiła, że jestem nie rozgrzany, że bez sensu tak późno zaczynać trening...

Trening przełożony na jutro


Kategoria Trening outdoor


  • DST 155.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 32.63km/h
  • HRmax 185 ( 91%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bardzo udana inauguracja :)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 4

Na starcie pojawiło się bez mała 30osób, w tym wiele osób, których nie widziałem bez mała od października. Bardzo miło było ich zobaczyć, a przy okazji zobaczyć tylu ludzi, którzy cieszą się z jazdy po naszych dolnośląskich szosach.

Po małej i szybkiej reprymendzie od chłopaków. Dostałem bardzo ważne zadanie na pierwsze 80kilometrów. Mianowicie miałem jechać w środku peletonu nie wychodząc na czoło :D. Udało mi się kilka razy złamać zasadę i to z jedną czy drugą osobą chwilę poprowadziłem pociąg. Muszę przyznać, że był dzisiaj czas pooglądać widoki chociaż nawet jadąc w tak luźnej atmosferze dość mocno koncentrowałem się na jeździe. Ciężko się ze mną rozmawia :). Bardzo mocno się koncentruję na jeździe.

Pierwszą poważniejszą zmianę dałem w środzie śląskiej, gdzie puls skutecznie podbijał mi Marcin. Zaraz za zakrętem za Lubiąż pomarudziłem szefowi całego zamieszania i wyprosiłem postój na małe "pisie pisie" ;). Zaraz po zmianie dłuższa zmiana z Artur i nie ukrywam, że mocno mi ona napsuła krwi. Pierwszy raz dzisiaj musiałem powalczyć z mocnym momentami ciut szarpanym tempem i chwilę czasu zajęło mi zaadaptowania się do coraz regularniejszego tempa. Po zmianie uciekłem na koniec, a Karol pociągnął tempówkowym tempem dobre 15km do Wołowa. Mocno się na tym fragmencie napracował, ale nie było innego chętnego, aby go zmienił i dał równie mocne tempo.
W Wołowie od początku zakładany bufet i bardzo dobrze, bo chcąc wypalić zalegający we mnie glikogen nie zjadłem z rana za dobrze, a w bidonie tylko woda :).
Najadłem się to i były siły, aby powalczyć na zmarszczkach, gdzie po drodze były dwie tablice ;). Do Obornik tempo zaczął rozkręcać Artur czym zachęcił mnie do popuszczenia wodzy fantazji. Mimo lekkiego zmęczenia po wczorajszym poprawiałem ile mogłem, a na kole niezmiennie Arek, Piotrek i Karol. Silne chłopaki. Trochę chytrze, ale na ostatnim szczycie zszedłem ze zmiany i wiedząc, że tylko ja wiem o tablicy :D skoczyłem przed nią ;P.
W Obronikach chwila luzu. Poczekaliśmy na chętnych na poprawkę i wio do przodu. Pierwszy podjazd z początku spokojnie, ale Piotrkowi było za wolno i znowu mnie podpuścił. Jakby psu kość rzucił i popędziłem ile sił w nogach. Przed drugim podjazdem zrobiłem małą ucieczkę, ale w połowie podjazdu brało trochę mocy i dogoniony przez chłopaków prowadzonych przez Krzyśka, który chwilę wcześniej do nas dołączył wdrapałem się na szczyt w asyście Krzyśka. Jako, że do Trzebnicy już był rzut beretem poleciałem ile sił w nogach robiąc na szczycie ostatniej zmarszczki Hrmax wycieczki ;).
Na zjeździe kolejna niespodzianka pojawia się Piotrek R. :). Ja ledwo widzę na oczy, a on pyta przed czym uciekam :D. Zjazd już luźno, bo i tak nie było do czego się spieszyć, do tego na dole rozkopana ulica nie zachęcała do rozpędzania się.
Trochę problemów logistycznych sprawiło, że oba Piotrki pojechały w kierunku Skarszyna, a my czekaliśmy dłuższą chwilę na kolejnych zwycięzców dzisiejszej wyprawy. Po chwili polecieliśmy na Skarszyn i Pasi, pod Col du Trzebnica już bez szaleństw. Spokojnym, ale solidnym tempem bez podciągania za Krzyśkiem, który chyba chciał się pościgać. Tak solidnym tempem dolecieliśmy do Skaszyna, gdzie Piotrek R. oświadczył nam, że jego imiennik zwany Cukrem przechytrzył nas wszystkich i wygrał cały etap bezapelacyjnie ;).
Do Pasi tempówkowym tempem, jeszcze dałęm ostatnią zmianę przed tablicą, ale nikt nie skoczył, za to ja się zatkałem, a chłopaki tylko przejechali obok mnie. Pogaduchy pod domem Krzyśka i uzbrojony czterolufowe działko powtarzalne stanąłem na straży trzymania przez wszystkich tempa rozjazdowego.
Jako, że obciągnąłem całą pozostało wodę pod domem Krzycha leciałem do domu o suchym pysku. Na szczęście było dzisiaj z wiatrem ;).

Wnioski, bo nawet po takiej jeździe jest ich wiele:
- pierwsza część przy zdumiewająco niskim tętnie. Nie zrobiłem lapa, ale do Wołowa musiało być coś ok ~125bpm :). Hravg z całości 136! :)
- maksa zrobiłem w zasadzie na samym końcu zabaw i po wbiciu 185bpm nie przydusiło mnie. Bardzo mnie to cieszy zarówno ze względu na to jak się czułem mimo zmęczenia jak i ze względu, że mogłem pojechać tak mocno, a później być wstanie jechać dalej ;).
- do Wołowa obciągnąłem jakieś pół litra wody, aby później przez 40ści mocniejszych kilometrów wypić ponad litr
- poprawiła mi się również ekonomiczność. Mimo, że gliko nie było odbudowane wystarczająco i w Wołowie nie było już zapasów, to szybki posiłek w którym dostarczyłem ok 600kcal wystarczył do niemal samego końca. Bardzo mnie to cieszy.
- leżę teraz i jestem wyrąbany na maxa, ale równie zadowolony jak zmęczony.

- jeden wniosek nie o mnie, a o Piotrku A. nie wiem naprawdę na czym on jeździ, jaki motorek ma w tym nowym treku i co mu sypią do zupy, ale musiałem się napoprawiać kilka razy, aby zrobić nad nim na hopach może ze 30sekund i to rzutem na taśmę na samym wykończeniu mocnego odcinka do Obornik, a jak chciałem go poprawić na zjeździe to się przeżegnałem jak mi zabrakło przełożeń na jego kole :D. Masakra! Jestem pod wielkim wrażeniem jak się zmienił od zeszłego roku. Sam jestem mocniejszy niż w kwietniu zeszłego roku, a on ciągle był za mną, obok mnie, przede mną :). Będzie komu robić za lokomotywę na Amber!
Jeszcze to chytre zwycięstwo etapowe na końcu. Taktyka również nienaganna.

Dzięki wszystkim za bardzo udany wypad. Wszystko dopisało, pogoda, droga i przede wszystkim towarzystwo!


Kategoria Trening outdoor


  • DST 1.00km
  • Czas 00:15
  • VAVG 4.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tabata 3 1/2 /X

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 0

1/2 ponieważ była to moja najsłabsza Tabata. Brak świeżości i nogi za miękkie przez co robiłem powtórzenia na ciut mniejszym obciążeniu. Na normalnym nie za bardzo byłem wstanie rozkręcić młynka.
Efekt duszenia w klatce po treningu może na poziomie 40%.
Nawet po tętnie widać, a rozjazd musiałem zrobić na mniejszym obciążeniu jak zwykle.

Był to test czy można zrobić tak krótki i intensywny trening pomimo, że dzień wcześniej włożyło się trochę serca w inny.
Wychodzi na to, że jest efekt pozytywny, ale zdecydowanie mniejszy jakiego bym oczekiwał, czyli nie opłaca się. Lepiej poczekać na superkompensację.

Ciekawi mnie jeszcze wpływ tego typu treningu na wielogodzinną bazę. To sprawdzę już za dwie godziny :).

Kolejne zabawy Tabatą w tygodniu.

Muszę jeszcze zobaczyć jak zbawienie wpłynie na mnie HIIT.

Waga rano 78,9kg Teraz już zdecydowanie więcej :).


Kategoria Trening indoor


  • DST 1.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 2.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

regeneracyjna 30stka

Sobota, 13 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 0

Porkęciłem grzebiąc w nosie. Nogi zdecydowanie lżejsze po tym.


Kategoria Trening indoor


  • DST 106.50km
  • Czas 03:30
  • VAVG 30.43km/h
  • HRmax 183 ( 90%)
  • HRavg 153 ( 75%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wzgórza na początek wiosny

Sobota, 13 kwietnia 2013 · dodano: 13.04.2013 | Komentarze 3

Przyszła wiosna! Człowiek w końcu nie ubrany na cebulkę czuje się wolny :D. Tak świeżość w głowie coś wspaniałego.
Plan na dzisiaj trening ok 3:15-3:30h z czego ok 2-2:30h zabaw z wyraźną intensywnością. Udało się zebrać dzisiaj pokaźną grupę. Super, że chłopaki z teamu wyprowadzili rowery na spacer.
Pierwszy postój za godzieszową guma i w oczekiwaniu 4 powtórzenia pod Skarszyn. Pierwsze zdecydowanie najmocniejsze, pozostałem mocno i równo bez szaleństw.
Później uciekamy w kierunku Ludgierzowic i dwa mocne podjazdy w międzyczasie trochę podzieliły grupę. Wracając w kierunku Zawonii chcieliśmy zabrać chłopaków, ale jak się okazało polecieli na Oleśnicę. W międzyczasie chwila odpoczynku Takie pitu-pitu jak to mówi Krzysiek i równo oraz intensywnie pod Cerekwice. Końcówka podjazdu jak i dwa następujące po niej garby już w tempie wyścigowym.
Piotrek próbował ze mną rozmawiać, ale ja coś nie mogłem się skupić na rozmowie. Z Trzebicy na Oborniki pod czołowy wiatr w mocnym tempie. Trochę nie mogłem rozgryźć systemu zmian i szkoda, bo jeszcze ze dwie mogłem dać. Kilka razy zapiekło. Chłopaki polecieli jeszcze zrobić pętelkę, ja uciekłem na Wrocław chcą zjechać na czas i uniknąć ewentualnego deszczu.
Na powrocie jeszcze 30minut tempówki do Wrocławia i rozjazd przez miasto. Jeden z tych rozjazdów pod wiatr kiedy gotujesz się jak planowo powinieneś jechać 20km/h i podciągasz choć odrobinę tempo.

Trening zaliczony w 99%. Mogłem jeszcze się pokazać ze 2-3 razy na czubie, ale nie mogę narzekać. Jest bardzo dobrze jak na początek sezonu.

Teraz muszę się skupić na przyzwyczajeniu organizmu do obcowania w 5 strefie, aby nie przyduszać się na poziomie 90%Hrmax i poprawić moją tolerancję na większe zakwaszenie.

Jutro w planie otwarcie sezonu. Ma być miło, towarzysko, w tlenie :).
Przynajmniej do Wołowa ;).


Kategoria Trening outdoor