Info
Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Czerwiec1 - 0
- 2014, Kwiecień6 - 2
- 2014, Marzec29 - 18
- 2014, Luty35 - 7
- 2014, Styczeń38 - 5
- 2013, Grudzień22 - 2
- 2013, Listopad29 - 6
- 2013, Czerwiec5 - 0
- 2013, Maj33 - 19
- 2013, Kwiecień31 - 36
- 2013, Marzec21 - 25
- 2013, Luty21 - 19
- 2013, Styczeń28 - 13
- 2012, Grudzień35 - 15
- 2012, Listopad34 - 19
- 2012, Październik26 - 20
- 2012, Wrzesień26 - 22
- 2012, Sierpień28 - 13
- 2012, Lipiec26 - 11
- 2012, Czerwiec21 - 11
- 2012, Maj1 - 0
- 2012, Kwiecień27 - 15
- 2012, Marzec30 - 20
- 2012, Luty15 - 18
Maj, 2013
Dystans całkowity: | 1337.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 51:48 |
Średnia prędkość: | 25.82 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 182 (89 %) |
Liczba aktywności: | 32 |
Średnio na aktywność: | 41.80 km i 1h 37m |
Więcej statystyk |
- DST 1.00km
- Czas 00:14
- VAVG 4.29km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Tabata 6 / X
Piątek, 10 maja 2013 · dodano: 10.05.2013 | Komentarze 0
5:51-6:05 masakra. W zasadzie ok w jednym powtórzeniu za lekko w ostatnim za mocno skręcone obciążenie. Organizm się adaptuje lub robię ten trening coraz słabiej.
- DST 1.00km
- Czas 01:00
- VAVG 1.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
regen
Czwartek, 9 maja 2013 · dodano: 09.05.2013 | Komentarze 0
Po poprzednim tygodniu ten postanowiłem potraktować regeneracyjnie głównie ze względu na zmęczenie, ale również na małą ilość czasu po pracy. Może mimo wszystko godzinowo wyszło tego za mało, ale nadchodzący Klasyk nie jest dla mnie wyścigiem priorytetowym i chcę go po prostu dobrze przeorać nie nastawiając się na wynik :).
Szkoda tylko, że jem tyle ile w normalny tydzień treningowy :P.
- DST 55.00km
- Czas 01:45
- VAVG 31.43km/h
- HRmax 184 ( 90%)
- HRavg 145 ( 71%)
- Aktywność Jazda na rowerze
Test koła
Środa, 8 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 0
Trening bez treningu. Brak konkretnych zadań. Cel przejechać się miękko i w miarę możliwości zrobić kilka szybszych sekcji na kole przygotowanym przez Piotrka :).
Myślałem, że nogi są wypoczęte po poprzednim tygodniu. Jednak podczas prób wejście w 4 strefę doskwierało mi bardzo duże zaognienie. Mam nadzieję, że jutro dam radę zrobić już właściwy trening, ponieważ będzie on w zasadzie jedynym w tym tygodniu przed Radkowem. Bardzo obawiam się tego tygodnia, ponieważ trochę walczę ze zmęczeniem, a samo przygotowanie do wyścigu przebiega nie tak jak zazwyczaj.
Po rozbujaniu dobrze trzyma prędkość. Trzeba delikatnie popracować na przyleganiem osłon do szprych i będzie cacy. Na najniższym przełożeniu łańcuch lekko obciera o osłonę, ale nie będę wykorzystywał tego ustawienia na TT.
- DST 1.00km
- Czas 00:45
- VAVG 1.33km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Dłubanie
Wtorek, 7 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 0
w nosie po intensywnych tygodniu :).
Do tego zmontowałem drugą i trzecią kasetę, które przyjęły nowe łańcuchy. Teraz mam pokompletowane zestawienia 11-21/23 11/12-25/26 i 12/13-29.
Noga po 10minutach cierpień się rozkręciła będzie dobrze :).
W środę rano miałem robić Tabate, ale jak ja lubię spać %-).
Rano waga 79,8kg.... przeraziłem się koniec z ciastami :D. Słodkie tylko na starty i długie długie treningi :D.
W ogóle muszę do diety wrócić, bo trochę to olałem :/.
- DST 10.00km
- Czas 00:26
- VAVG 23.08km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozgrzewka i rozjazd
Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 0
- DST 71.00km
- Czas 01:54
- VAVG 37.37km/h
- HRmax 187 ( 92%)
- HRavg 158 ( 78%)
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikstat
Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 0
6:30 i budzi mi oznajmia, że pora wstać. Już nie pamiętam kiedy tyle razy z rzędu wstałem skoro świt w wolne dni. Gdyby nie to, że do Mikstatu miałem pojechać z Krzyśkiem pewnie wołami by mnie wyciągali z łóżka.
Szybkie śniadanie, toaleta i już w drodze na młyn. Niestety była potrzeba kupienia na gwałt jakiejś opony na przód, ponieważ zapasówka, którą mam delikatnie mówiąc jest przetarta do oplotu momentami i na wyścig z nią nie pojadę. Łażę i łażę, a tu niestety same sparciałe kapcie aż oczom moim ukazała się oponka drutowana Vredestein Ricorso. Szczerze normalnie bym jej nie kupić do szosówki, a przeznaczył raczej do ostrego. Jednak brak wyboru i kształt bieżnika, który bardzo mi się spodobał skłonił mnie do zakupu tego ponad 300g klamota. 15zł nie moje, biznesu nie zrobiłem, ale mam pancerniaka na treningi :).
U Krzyśka 8:40 -> na miejscu 10:10. Start przewidziany na 11:00, więc czasu sporo. Leniwie szykuje się do startu. W międzyczasie dojeżdżają chłopaki z teamu. Znalazło się jeszcze 10minut na rozgrzewkę, a tak naprawdę na sprawdzenie czy noga jest do użytku. Trochę się przeraziłem jak przy 71% tętna maksymalnego nogi powiedziały, że więcej nie chcą, a oddech był delikatnie mówiąc niemiarowy :D. Czułem, że dzisiaj co najwyżej postatystuję kilkanaście kilometrów i spłynę, gdzieś hen hen.
W drodze na miejsce startu zgubił nam się Krzysiek i tym sposobem jeszcze przed wyścigiem nasz czarny koń kategorii A został wykluczony z wyścigu. Ja jeszcze chciałem wcisnąć organizatorowi lewy dowód osobisty, na którym mam 22lata, ale jego czujne oko i mój bujny niegolony od tygodnia zarost zniweczyły misterny plan.
Nogi w tym czasie powiedziały, że nie jest tak źle i może uda się je rozkręcić.
Startujemy i od początku na prośbę organizatora kilometr honorowy wśród dziesiątek marsjańskich kraterów, które również wielkością przypominały stare poniemieckie okopy :). Zaraz po ostrym starcie zjazd i jak zobaczyłem, że przekroczyliśmy 55km/h to już byłem zadowolony z wyniku i niemal osiadłem na laurach. Zaraz na pierwszych kilometrach skacze Arek wraz z kolegą OTR. Zrobiło się dobre 100m i pomyślałem, że spróbuję przeskoczyć, a raczej sprawdzić czy chłopaki chcą dzisiaj pohasać. Mały wybuch mocy obracam się, a tam całe stadko. Co zrobić przecież nie będę kasował różnicy i tak już zrobiłem prawie połowę roboty :(. Później głównie za sprawą niezrzeszonych ucieczka została skasowany.
Po czym skoczył samotnie kolejny kolega z OTR i po tym jak go wypuściliśmy na dobre 300m to on niebezpiecznie zbliżył się do samochodu sędziowskiego. Dobrze, że nic się nie stało, bo chwila nieuwagi i wypadek gotowy. Na szczęście po kilku kilometrach drogę miał już wolną Na wykończeniu pierwszego kółka. Chłopaki widziałem, że coś organizują i ciekawy przesuwam się do przodu. Miałem rację poszedł bączek, pod którego się podłączyłem. Chwila moment i z 300m przewagi uciekinierowi zostało ledwie kilkanaście. Z tyłu też się lekko zakotłowało.
Druga pętla zaczyna się od żwawego zjazdu po czym podjazd i fragment z dziurami zrobiony solidnym tempem. Widziałem, że Arka świerzbi, aby dzisiaj uciec i potrzebował tylko zapalnika do tego. Z początku miałem z nim pójść, ale tempo na zjeździe na to nie mogło pozwolić. Przed pierwszym podjazdem zaraz za zakrętem wyskakuje z peletonu za mną poszedł Krzysiek, na którego poczekałem i równo po zmianach, aby wymęczyć OTR. Widziałem, że na tym fragmencie wyścigu przy mojej dyspozycji nie oderwiemy się od peletonu na stałe, ale wystarczyło to, aby zaangażować główne armaty OTR do pogoni.
Kilka minut takiej zabawy i dostaliśmy berka, ale nie pomyliłem się wymęczonych kolegów skontrowali Arek z Kamilem i w zasadzie po kilku chwilach widać było, że jeżeli chłopaki nie poszli za mocno to szykuje się sukces. W międzyczasie kilka udawanych zmian głównie ze strony Roberta i Michała robiło bardzo dobrą robotę i chłopaki powoli odjeżdżali. OTR nie był wstanie zorganizować pogoni i pojedyncze osoby nie były wstanie nadrobić dystansu.
Ja natomiast zacząłem upatrywać kto może nam zagrozić w zdobyciu 3ciego miejsca na pudle. Upatrzyłem sobie kolegę w fioletowej koszulce (Błażej jeżeli się nie mylę) i widziałem, że mocno pracuje na podjazdach i stara się trzymać w czubie. Wyskoczyłem i rzeczywiście skoczył za mną, a za nim cała reszta :).
Na początku 3ciego kółka w dół pociągnął nas Michał i (jak się okazało dla mnie po wyścigu) zaraz na pierwszej zmarszczce zaciągnął myśląc, że kończymy wyścig. Ja obserwowałem kolegę w fioletowym i trzymałem się go jak rzep. Bardzo mocno mnie wprowadził pod górę. Przed szczytem chwila luzu. Zjazd również luźno.
Nikt już teraz nie chciał tracić za wielu sił oszczędzając na finisz. Ja się na niego nie nastawiałem i zaraz dziurawym odcinku skaczę, aby zagotować cel. Obracam się, a tam Krzysiek ciągnie bandę. No to ładnie - sobie pomyślałem. Zwolniłem, chwila luzu i na pierwszym podjeździe poprawiam. Znowu widzę Błażeja, że nie chce tego puścić. Kasuje mnie i wykańcza podjazd. Miałem nadzieję, że trochę go to kosztowało, bo ja musiałem się niemało spiąć, aby wciągnąć się za nim na szczyt.
Luźny zjazd i już w zasadzie ostatni podjazd. Pytam Krzyśka czy lecimy jeszcze raz zaatakować. Coś nie chciał, tempo spadło bardzo, a mi to nie odpowiadało wyszedłem, na krótką zmianę, która rozruszała towarzystwo. Później pierwsze skrzypce zagrali Błażej wraz z kolegą z OTR. Coś tam się zakotłowało i ta dwójka wraz z Michałem zaczęła odskakiwać. Dwa razy depnąłem, siła o dziwo była to pomyślałem, że pójdę za nimi. Najpierw udaje się doskoczyć do Michała, później jak zobaczyłem, że Błażej się ogląda to poczułem krew i zapiąłem co było pod nogą. Ostatnie dwieście metrów to powiedzmy sprint w siodle w górnych chwycie, bo zwyczajnie nie było z czego wejść w bloki po wczorajszym. Jakoś udało się wygrać :). Jeszcze gdzieś przed metą zobaczyłem w lewym lusterku Michała i wiedziałem, że mamy pierwsze 4 miejsca :). Sukces.
Wnioski:
- pierwsze kilometry bardzo ciężko, ale o dziwo puls dość szybko zaczął reagować lepiej jak na wczorajszym treningu
- trochę skilla nałapane
- finisz tragiczny. Z takim czymś to mogę co najwyżej "schrupać" ogórka. Muszę poświęcić kilka treningów na trening sprinterski, ale zanim to muszę coś o nim poczytać :)
- a i jeszcze jedno wstyd się przyznać, ale zrobiłem na finiszu HRmax 187bpm. Pod koniec zeszłego sezonu byłem wstanie przy tej intensywności lecieć na podjazdach, a na 30minutowych testach podchodziłem pod 195bpm ;). Jednak to dobry prognostyk. Może się otworzę w końcu.
- DST 1.00km
- Czas 00:30
- VAVG 2.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Fitness
Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0
+ rozciąganie.
I tak nie będzie jutro ze mnie pożytku - brak świeżości.
- DST 77.00km
- Czas 03:00
- VAVG 25.67km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Hill Camp
Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0
Wczoraj sąsiad hucznie obchodził urodziny. Efektem było zaśnięcie dopiero ok 1 nad ranem. Pobudka 7 i mocno niewyspany i niezregenerowany walczę z rowerem i ciuchami, aby stawić się na 8:20 na miejsce spotkania. Z małym opóźnieniem wyjeżdżamy w skład ja i dwóch Piotrków do Pieszyc skąd mieliśmy przeprowadzić ekspresowy podjazdowy trening. W planie były 4 powtórzenia pod Jugowską. Tak, aby zamknąć się w ca. 2h pracy :).
Na miejscu zastajemy świetną pogodę to i nastroje były bardzo dobre. Kilka minut przy autach i już powoli zmierzamy na miejsce skąd zwyczajowo rozpoczynamy podjazd pod Jugowską.
I
Tutaj celem było podjechanie podjazdu w tempie powiedzmy rozgrzewkowym. Nie mam niestety wykresu pulsu, ponieważ pasek na pierś do garmina mi się, gdzieś zagubał (już odnalazł w pralce...), a wysłużony Polar potrzebuje dobrych 20stu minut, aby złapać pierwszy oddech. Początek spokojnie, od kopnięcia wchodzę w rytm, przy którym powiedzmy noga dobrze wchodzi w trening. Zmęczenie dniem wczorajszym powoli przechodzi jednak na 4 km przed szczytem, gdy sobie przypomniałem o pulsometrze (udało się go odpalić) ten pokazał tętno 163bpm. Jasne było dla mnie, że w obecnej dyspozycji przy tym tempie powinienem mieć ca 170-172bpm.
Wniosek: gdzieś tam odzywa się we mnie zmęczenie, które powoli narasta od środy.
Do ostatniego kilometra utrzymuję obciążenie i ostatnie 2 pięćsetki to lekkie podkręcenie najpierw na poziom 169bpm i na wykończeniu ->172bpm.
Efekt: niby rozgrzewka niby podmęczony, ale wystartowałem od małego rekordu 27m32s (9,6km).
Zjazd z dokręceniem na stromszych fragmentach i na wypłaszczeniu już lżej.
II
Tutaj postanowiłem się zagiąć i sprawdzić na ile mnie w obecnym czasie stać :).
Od niemal początku wbijam 173-174 bpm i takie obciążenie trzymam do ostatniego kilometra podjazdu. Zmęczenie nie pozwala mi momentami utrzymać właściwego rytmu przy wybranym przełożeniu. Do tego zaatakowałem w blokach może połowę uszczypnięć, gdzie w planie było podciąganie, gdzie się da. Na świeżości powinno być lepiej i nie powinienem tak skakać po przełożeniach. Na ostatnim kilometrze podciągnąłem intensywność i leciałem w okolicach 178-179bpm.
Muszę z zadowoleniem przyznać, że mimo palenia w nogach wchodziłem w te głupie bloki (zabrakło tego kompletnie na Trzebnicy). Efekt bardzo zadowalający i prawie idealny.
26m8s (9,6km).
Na początku sezonu rzuciłem trochę na wiatr słowa, że mogę podjechać ten podjazd w czasie mniejszym jak 26m i dzisiaj sobie to udowodniłem. Na odpowiednich kołach i wypoczęty te 9s muszę wciągnąć nosem.
Niemniej jednak ten podjazd kosztował mnie dużo. Zjazd bez dokręcania i Piotrek R. uciekł mi gdzieś hen hen.
III
Tutaj cel w głowie, aby pojechać na 27m. Po poprzednim powtórzeniu i wyraźnym zmęczeniu to takie małe wyzwanie. Z kilku powodów:
- małe szanse, aby jechał ten podjazd w rytmie z przed chwili. Nie byłem już wstanie jechać na zadanym przełożeniu, natomiast niższe pozwala mi wjechać w czasie ok 27m30-40s. Jedyna szansa to zaginanie się jak dzik na ukłuciach czego przy rozgrzewce nie robiłem
- jw. zmęczenie
- w przednim kole zostało z 4-5bar (menda gdzieś ma mikro przebicie :()
Piotrek zjechał na dół i od razu nawrócił. Stał się takim małym podświadomym celem/motywatorem. Start bardzo ciężki najwolniejszy ze wszystkich, a tętno oparło się o 158bpm i ani drgnie. Pomyślałem, że będzie porażka, ale widzę Piotra A. Pomógł mi bardzo dzięki temu, bo zmusiłem organizm do wejścia w okolice 168bpm, a pierwsze kopnięcie przeorałem za tym razem najszybciej spośród wszystkich powtórzeń. Walcząc tak z obciążeniem co chwilę zrzucając/wrzucając przełożenia, wstając na kilka sekund podciągałem intensywność, która gdzieś w oparła się o te 168bpm.
Jak w końcu doszedłem Piotrka i zobaczyłem ,że chce trochę powalczyć to i głowę udało się oszukać. Wskoczyłem na 172bmp i wyczyniając różne dziwne figury na rowerze starałem się jak wykorzystać każdą rezerwę jaka mi się w danym momencie skumulowała. Piotrek do tego widziałem jechał fajnie w rytmie przez to obawiałem się, że zepnie się na ostatnie 500m i mnie pyknie. Dodatkowa motywacja podziałała i po kilku niekoleżeńskich wybrykach oderwałem się i poprułem co sił do góry. Nogi były już bardzo zaognione, a intensywność na chwilę spadłą do 170bpm w zasadzie 2,5km jechałem na takim obciążeniu. Ostatnie 500m to rozpaczliwe wykończenie i przy 174bpm wpadam na szczyt.
Efekt 27m02s (9,6km). Normalnie perfekcja w czasie, ale styl w jakim go pokonałem pozostawia sporo do życzenia. Tylko świadomość, że jest to trening sprawiła, że tak go pokonałem. Normalnie poszedłbym pewnie na 27:40 i był równie zadowolony.
Małe dojście do siebie na górze zjazd do źródełka i w dół za chłopakami. Wstyd się przyznać, ale obaj zjeżdżają lepiej ode mnie, ale dzięki temu ten zjazd wykonałem najmocniej i w zasadzie nie straciłem do nich więcej jak 400m co dla mnie jest takim mały sukcesem. Na wypłaszczeniu chciałem ich trochę przewentylować. Odpaliłem, ale jak po chwili zobaczyłem Piotr A. wyprzedzającego mnie z lewej to się przeżegnałem i pokornie zjechałem za chłopakami do punktu zbornego.
Na dole szybkie pompowanie koła i zamiast robić Jugowską po raz czwarty postanowiliśmy odwiedzić Walimską. Podjazd krótszy, ale i posiada stromsze sekcje.
Plan był niewymagający miałem wjechać w rytmie z obciążeniem coś wyższym jak to na rozgrzewce. Takie udane wykończenie treningu. Wszystko szło dobrze nawet na stromszym fragmencie udało mi się dobrać odpowiednie obciążenie, ale "duch Jugowskiej" się obraził i przednie koło odmówiło posłuszeństwa. Kilka rozpaczliwych prób pompowania koła i niestety pozostało zjechać na dół z opuszczoną głową. Fragment kostki niestety musiałem przepchać, a resztę się przetoczyć, ponieważ w zasadzie jechałem na feldze:(.
Masakrycznie głodny wpadłem do auta zjadłem co było i pomknąłem do Wrocławia, W momencie kupowania ciastek w sklepie zjechali do Wrocławia chłopaki i udało się oddać pompkę dzięki Cukier :).
Wykres z Garmina trochę nakombinowany, ponieważ się trochę nim bawiłem i wychodzi to tak jak widać na załączonym obrazku.
Wykresu pulsu brak :(
Dodatkowo mały rzut z gpsies
Już dzisiaj byłem zmęczony jutro w Mikstacie będę tylko asystował chłopakom w ściganiu, bo nie zostało mnie za wiele :).
- DST 19.30km
- Czas 00:27
- VAVG 42.89km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
ITT Żmigród
Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0
Rano wyglądam za okno i jedyna myśl to pójść z powrotem do łóżka. Leje, zimno, ciemno. Pogoda idealna dla kolarza. Na szczęście miałem motywatora w postaci Kaśki, której start poniekąd zależał od szofera :P.
Nienakarmiony odpowiednio zbieram się i zgarniając Kaśkę lecimy do Żmigrodu, aby zdążyć na czas na zapisy. Wpadamy chwilę przed 10tą i zaraz okazuje się, że starty będą od 11stej, a nie jak to było ustalone pierwotnie o 12stej. Organizatorzy widząc pogodę pewnie bali się, że ludzie pouciekają do domów :D.
Trochę burczy w brzuchu, ale kilka żurawi zapuszczonych to w lewo to w prawo i już w ręku miałem kilka wafelków i morda od razu się cieszyła :).
Start ok 12:40, więc szwendam się po terenie zawodów i zaczepiam raz po rak kogoś i marudzę, że zimno, pada i w ogóle jest be. Dobija jednak 12:00 i szybka przebiórka, aby za moment być już na lali. Dobre 30minut poudawałem, że się rozgrzewam. Nie mogłem się w zasadzie zmusić do wykonania pełnej rozgrzewki i poprzestałem na kilku kilometrach kręcenia i trzech tempówkach.
Tuż przed ostatnią wpadam w zakrytą przez wodę dziurę i wypada mi na asfalt licznik. Wkurwiłem się na maxa i modliłem, aby dziesiątki aut nie przejechał po garminie. Okazało się, że mój panel montażowy nie wytrzymał opadów atmosferycznych i komputerek normalnie się po nim ślizgał.
SUPER to już jadę bez sprzętu, a RPE przy moim zaawansowaniu to za mało, aby wiedzieć czy jadę optymalnie. Nasłuchuję wyczytywanej listy startujących po sobie i słyszę siebie! Start za minutę z groszami sięgam po bidon, a tam pustka... też mi wypadł na tej dziurze. SUPER! Panika szukam Kaśki po ośrodku, dopadam auta i wpadam na linię 15sec przed startem, a wyglądałem jakbym przed czymś uciekał. Za to puls coś pięknego 165bpm jakbym wyszedł zgrzany po kresce na ring przed walką ;).
3, 2, 1 start i się normalnie z tego wszystkiego w bloki wpiąć nie mogłem. Po kilku sekundach odpalam. Głowa pełna myśli, które dostarczyłem sobie na 10minut przed startem. Takie rzeczy zawsze dzieją się przed startem.
Relacja z samej jazdy uboga w przeżycia. Raz prawie leżałem, jak się próbowałem napić to po czasówce zastanawiałem się czy nie straciłbym na tej operacji mniej jakbym stawał pił i ruszał. Pierwszy wodopój zajął mi dobre 15sekund, gdzie zwolniłem o dobre 6-7km/h. Masakra zero techniki. Czuję się jak taki bezmózgi mięśniak, który na argument odpowiada "a wpierdol byś nie chciał?".
Na nawrocie łapię za klamki i jadę do przodu :D. Okazuje się, że trzeba było je wymienić i wylatuję za trasę dobre 10metrów i zanim nawracam tracę kilka-kilkanaście sekund. Porażka popisałem się wyjątkową ignorancją mając na uwadze, że na biurku leżą nowiótkie swissstopy (nie powinienem się w ogóle do tego przyznawać). Na nawrocie okazuje się również, że na moim kole na nawrót dojechał za mną fioletowy kolega, którego mijałem gdzieś na 5tym kilometrze. Nieładnie z jego strony to i dsq na koniec dostał. Zaraz na nawrotem widzę mojego motywatora. Bardzo się do mnie zbliżył i za cel postanowiłem się nie dać wyprzedzić. Druga połówka wykonana równiej, ale bez polotu (co zweryfikowałem dopiero po). Gdzieś na 12-13km mój cień mnie wkur... na maxa. Normalnie pomyślał, że da mi zmianę... Nie dość, że po tym jak skoczył przede mnie to wybił mnie z rytmu to jeszcze nie chcąc jego wątpliwej pomocy ("musi jeszcze sporo chleba zjeść, abym jechał na jego kole - odpadł w Vidnavie, gdzie razem startowaliśmy, odpadł i w Mikstacie...), to zmusił mnie do skoczenia na lewą stroną, wybicia się z "transu". Poszło kilka nieparlamentarnych zwrotów. Niestety musiałem znowu powoli się wkręcać. Reszta dystansu to jazda i odliczanie cyferek na asfalcie 5, 4, 3... Myślałem już tylko czy dojdzie mnie motywator czy uda się wjechać przed nim. Ostatnie 500m to jazda z intensywnością z jaką powinienem jechać cały dystans... wpadam na metę czas nieznany, ale miejsce musiało być dobre, ponieważ do Marek wpadł kilkanaście sekund za mną, czyli na powrocie nadrobił do mnie zaledwie kilka sekund!
Głodny jak pieron dopadam się z Kaśką do sklepiku i krówka w gębie znowu poprawiła mi humor. Widzimy jakąś krzątaninę przy wynikach, zamieszanie, szepty. Przeczekujemy pierwszą falę i zapuszczam żurawia na listę. 3ci w kategorii i 6 open! Jak na taką jazdę biorę w ciemno, ale czas 25'57 mimo, że zajebisty to trochę budzi moje wątpliwości. Przede wszystkim dlatego, że przy średniej 44,6km/h miałbym więcej much w zębach, a pogoda gorsza jak w zeszłym roku nie za bardzo pozwalała na to, aby większość ludzi zrobiła swoje życiowe wyniki. Na szczęście różnica do Marka się zgadza, czyli sprzęt pomiarowy musiał nawalić i zwyczajnie obciął startującym (uważam ok 1m30s) od ostatecznego wyniku. Miejsce natomiast powinno się zgadzać.
Oficjalnie 6/105 i sam sobie jestem winien, że nie skończyłem na 4tym miejscu.
Wnioski:
- najgorsza z moich rozgrzewek. W ogóle nie zaadaptowałem organizmu do zbliżającego się wysiłku
- przez to, że jechałem bez licznika/pulsometru źle oceniałem RPE. Pojechałem co prawda równe, ale na ok 178bpm czyli na 87% :(. Średnio 4-6 uderzeń niżej jak powinienem, czyli dobry ząbek niżej...
- niestety jak to się mówi wiem o swoim organiźmie mniej niż niektórzy zdążyli o własnej fizjologi zapomnieć... pojechał za nisko całość :(
- podczas picia szczególnie pierwszego straciłem kilka sekund, bo z nerwów 3 razy podchodziłem do picia. Do tego zrobiłem to na 0,5% w górę, a nie 0,5% w dół, gdzie nie wyhamowywałbym tak bardzo. Otwarta pozycja, momenty bez pedałowania, masakra. Powinienem mieć plecaczek z rurką przyklejoną do policzka...
- muszę zrobić kilka treningów technicznych. Zarówno pod kątem ITT, jak i sprintów, z którym to jestem na bakier mimo, że powinien on być moją silną stroną
- nie dopieszczanie roweru zakończył się niesprawnymi hamulcami i kilkoma cennymi sekundami na nawrocie
- kolega z koła nawet jak tylko na nim siedział potrafił zająć głowę i obniżać skupienie na jeździe
- po jeździe nie czułem się wyjechany, a tak naprawdę ostatnie kilometry dopiero zacząłem się napędzać - brak bardzo intensywnych treningów daje o sobie znać
- strata do 5 i 4 odpowiednie 4 i 11 sekund to porażka. Powinienem bez problemu zrobić lepszy czas eliminując tylko jeden z powyższych błędów. Do pierwszej trójki (a szczególnie do nieosiągalnego zwycięzcy) była już znaczna.
- dopiero w domu po podłączeniu do komputera sczytałem czas i wg mnie mam ok 27m20-25s. Jak na te warunki dobry. Jak na to co robiłem na trasie czuję naprawdę duży niedosyt.
- jeden przyszłościowy moje mocne strony to sprint i jazda na czas i na niej będę się skupiał. Niestety budowa ciała i brak diety (wysoka waga - kolarstwo nie jest celem samym w sobie) nie stawiają mnie na równi z góralami i kolarzami klasycznymi (oczywiście wszystko w ramach naszego kolarstwa amatorskiego ;) )
- prywatnie nie do końca rozumiem czemu tak wiele osób przyjęło oficjalne wyniki jako swoje i się nimi chwali... dzisiaj (06 maja) widzę, że wyniki są ściągnięte ze strony i mam nadzieję na jej aktualizację
- DST 20.00km
- Czas 00:40
- VAVG 30.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozgrzewka i rozjazd
Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0
.