Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi marathonrider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 18954.70 kilometrów w tym 184.20 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 15.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy marathonrider.bikestats.pl
  • DST 106.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 22.32km/h
  • HRmax 184 ( 90%)
  • HRavg 148 ( 72%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

E2

Niedziela, 10 lutego 2013 · dodano: 10.02.2013 | Komentarze 1

W planie wytrzymałość między 4-6h. Cel Trzebnica z odwiedzinami u szerszeni i podczepienie się pod trening z nimi.
Z domu startuję zaraz po 9tej udaje mi się zgarnąć Marcina, który coś tam marudził o opadzie atmosferycznym, ale się ustawił do pionu :). Niestety w okolicy mostów osobowickich zastosował starą dobrze znaną wytrawnemu kolarzowi akcję dywersyjną na kapcia. Oczywiście nie zabrał dętki, a tylko łatki, aby czasem nie wyrobić się czasowo do szerszeni. Poleciałem przodem łapać Krzyśka i dzwoniąc z Pasi Marcin mówi, że dopiero skończył i będzie powoli startował... no nic liczyłem, że zjedziemy się w Zawoni. Do Trzebnicy spokojnie miałem pojechać przez Pierso i szkoda, że nie podjąłem wyzwania, bo bym zdążył :).
Z szerszeniami szybko uciekamy na Oborniki (wizja spotkania z Marcinem skończyła się :)) i zaraz potem w teren. Na początek kilka up&down;.
Na jednym szybkim zjeździe - użyję nieparlamentarnych słów - wyjebałem się, a nie nie wykurwiłem nieziemsko na dziurze przy +30km/h. Wybiło mnie na poprzecznym dole, później poprawiłem drugą dziurą, łańcuch zaklinował się między kasetą, a widełkami i przy próbie depnięcia z całej siły, aby nadać rowerowi prędkości i chcąc go wyprowadzić wyleciałem jak z procy :D. Całą operację pamiętam, bo miałem mnóstwo czasu na oglądanie kokpitu, który dostojnie mijałem całym ciałem górą :). Na szczęście poza trzema mam nadzieję niedużymi (jutro się okaże) obiciami nic się nie stało. Całe szczęście, że ominąłem miednicę, której ból przeszkadza ekstremalnie w jeździe na rowerze.
Niestety coś się stało również z napędem, i przy próbach depnięcia w momencie napotkania na przeszkodę łańcuch puszczał i kilkukrotnie spadał całkowicie. Nie muszę mówić, że te kilak razy z automatu kończyłem na ziemi :D. Ze 4-5 razy tak się zbierałem, upadki niegroźne, ale bardzo mnie deprymowało. Na tyle, że w pewnym momencie zacząłem jeździć na samym końcu fakając wszystko :).
Trasa jaką dzisiaj obrali chłopaki to najczarniejszy sen. Mogę napisać tylko tyle, że nawierzchnię mogę śmiało porównać do poligonu tylko w wersji zamarzniętej, gdzie przy moim braku koordynacji musiałem radzić sobie w rynienkach szerokości opony lub jechać po kamieniach/grudach ziemi. Piotrek już wie jakie mam zdanie na temat takiej trasy :D.
W momencie, kiedy wpadaliśmy na asfalt chłopaki jechali parlamentarnie powiem wolno, ale to dobrze, bo dzisiaj chciałem w zasadzie posiedzieć na rowerze.
Przed Obornikami na dobre wpadliśmy na asfalt i chłopaki coś podkręcili tempo spiesząc się na obiad. Postanowiłem odegrać się za zamiatanie tyłów w terenie i podciągnąłem lekko tempo od Obornik. Pierwsza poważniejsza zmarszczka. Cyk cyk, ale w górę w bloki i poniosło mnie :D. Trochę zatkało mnie na szczycie. Na szczęście nikt nie utrzymał koła chwilę dochodziłem do siebie uciekając druga zmarszczka kolejny cyk i na szczycie zasłużony odpoczynek i kontrolowanie przewagi do drugiego, a było to jakieś półtorej minuty do drugiego :).
Teraz już tylko zjazd do Trzebnicy po picie i powrót na 5tkę, aby najkrótszą drogą wrócić do Wrocławia. Zrezygnowałem z dokręcania +5godzin i to nie ze względu na zmęczenie, a przez to, że zaczął mi marznąć no wiecie kto :D. Muszę mu jakieś ubranko wymyślić chyba. Nie spodziewałem, że jak już wszędzie jest mi ciepło to tam może być zimno, bo mokro. W drodze powrotnej najkrótszą drogą bez akcentów (chciałem wracać wzdłuż obwodnicy) stając kilkukrotnie na poprawki. Cały czas myśląc o zimnie i pijąc na umór zakupioną zieloną herbatę :).

Mamy luty i zmieniło mi się myślenie. Nie będę już tak kurczowo się trzymał założonych godzin tygodniowych. Ważne jest zrobić celowe treningi, a ich długość musi być maksymalnie optymalna. Takie życie, ale nieprzerobiona liczba godzin nie może mnie blokować psychicznie. Baza mogłaby być większa, ale naprawdę nie mogę narzekać jak widzę jak mi idzie o tej porze roku.

Ps. Upadek na 2013rok zaliczony. Dziękuję i nie chcę więcej. Zaczyna boleć!


Kategoria Trening outdoor



Komentarze
chris90accent
| 20:17 niedziela, 10 lutego 2013 | linkuj To widzę, ze ładnie się popisałes :).

W minione wakacje miałem podobne zdarzenie, z tym, ze jechałem wolniej i na zakręcie.
Skonczyło się złamaniem prawej ręki w dwóch miejscach.
Miałes naprawdę duże szczęscie !. Swoją drogą, będziesz miał nauczkę !.

Żaden wstyd, że zawinąłęm po kawałku terenu. Dla mnie było zbyt niebezpiecznie. Te zjazdy, niektóre bardzo strome, koleiny, snieg, lód. Nie zamierzam chodzić znów w gipsie. Więcej prowadzenia niż jazdy, nawet na zjazdach prowadziłem.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dlszy
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]